Miejskie targowisko to dwie zasadnicze części: hala z większymi i mniejszymi „boksami” oraz wiata, pod którą miejsce znajdują sobie przede wszystkim sprzedawcy owoców i warzyw, ale także ubrań, butów, słodyczy, biżuterii, kwiatów, artykułów gospodarstwa domowego i wszelkich innych towarów, które znajdują nabywców.
Kiedy przyjeżdżamy, pokazują szare skarpetki, szare bratki, szare kurtki, szare jabłka, szare złoto, szare opakowania ciastek. A i tak jest lepiej niż dzień wcześniej. Wszystko było czarne. Kilka osób musiało tego dnia trzymać płachty oddzielające poszczególne stoiska, w powietrzu fruwały ubrania, a po utwardzonym placu pod wiatą toczyły się garnki. Taki był wiatr!
A jak już wiało, to przykryło każdy dosłownie towar warstwą kurzu z wykopu. Kilkadziesiąt centymetrów na placu pod wiatą trwa bowiem budowa placu manewrowego przyszłego dworca autobusowego. Koparki wybierają ziemię na wywrotki, drogowcy przycinają kostki polbruku. Wiatr porywa ten pył i niesie pod wiatę.
- Kupi pan takie skarpety? Wszystko tu przecież wygląda jak z „używaka” - mówi jeden z kupców.
Budowa przy targowisku trwa od kilku tygodni, ale tak źle nie było. Może dlatego, że handlowców trochę osłaniały plandeki rozpięte między dachem wiaty a brukiem, zamocowane na stałe kołkami. Niezbyt ładne, ale przynajmniej chroniły.
- Zostały zdjęte, kiedy już nas tu nie było – mówi mężczyzna z kupieckiej „starszyzny”, którego inni delegują do rozmów. - Potem wytłumaczono, że te folie stwarzały zagrożenie, bo pod naciskiem wiatru mogły doprowadzić do zawalenia się konstrukcji. Może i tak – dodaje. Ale wspomina też o płocie, który miał zastąpić plandeki, był już częściowo zamontowany, ale w tajemniczy sposób zniknął.
Nie chcemy żadnej wojny, doceniamy, że na wniosek prezydenta zostały zrównane opłaty targowiskowe za handlowe wtorki i piątki z pozostałymi dniami – mówią handlowcy. Ale nie wyobrażają sobie pracy w takich warunkach – w nieustającym wietrze (pod wiatą zawsze bardzie odczuwalnym) i bez żadnej osłony przed kurzem z budowy. - Nie będziemy płacić – mówią zgodnie.
Pojawiają się przedstawiciele Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Łomży, które jest administratorem targowiska. A jakie to media? – interesują się przede wszystkim. Telefoniczne konsultacje, rozmowa z handlowcami.
W poniedziałek problem zostanie załatwiony, ale zapłaćcie za dzisiaj – takie jest stanowisko wyjściowe. Nie przekonuje kupców, którzy jednak wiedzą, że kompromis wymaga, aby to obie strony się trochę „posunęły”.
- Jak w poniedziałek znajdzie się rozwiązanie, zapłacimy i za piątek, i za sobotę – deklarują. Taki pomysł przyjmują do wiadomości pracownicy MPGKiM.
Handlowy dziań strajku na targowisku w Łomży powoli się kończy. Na stoiskach z ubraniami trwa trzepanie zakurzonych ciuchów. Wiatr podnosi kolejny tuman pyłu z budowy.
- Zobaczymy co będzie w poniedziałek – mówią handlowcy.
Komentarze