Schorowany mistrz i rozczarowany pretendent
Zacznijmy jednak od końca. Krzysztof "Diablo" Włodarczyk był mistrzem świata w wadze junior ciężkiej (cruiser). Ma tam miejsce w annałach największych światowych federacji. Minęły jednak lata, o tytuł znowu trzeba się bić. "Diablo" to nadal wielka firma i magnes dla widzów. Przyciągnął ich do łomżyńskiej hali, mimo że Alexandru Jur, czyli pochodzący z Rumunii mistrz Unii Europejskiej, tak wielkim nazwiskiem nie jest.
Walka była pokazem doświadczenia i kunsztu bokserskiej defensywy. Widzowie nie mdleli z emocji, ale dostali solidną dawkę pięściarstwa w dobrym wydaniu. Krzysztof Włodarczyk konsekwentnie budował w każdej rundzie przewagę. Rumun nie chciał czy nie umiał mu przeszkodzić. Dziesięć rund minęło niema bez interwencji sędziego ringowego. Bezapelacyjna wygrana na punkty, tylko jeden z trójki sędziów oglądał coś innego i dal polskiemu mistrzowie tylko dwa punkty przewagi. Czemu jednak "Diablo" nie był do końca sobą, wyjaśniło się zaraz po walce
- Jestem pełen podziwu dla siebie - żartował Krzysztof Włodarczyk w rozmowie z Bogusławem Soleckim z TVP. - Mocna kontuzja kolana trzy tygodnie temu, kuśtykałem podczas pierwszego przyjazdu do Łomży. Ostatnio to dodatkowo rozbita ręka podczas sparingu. Dziękuję trenerowi, mojej ukochanej Karolinie i wszystkim, którzy mnie zmobilizowali. Dziękuję, przepraszam za monotonię walki i brak tej iskierki. Obiecuję poprawę.
Były na gali emocje, ambicja, sztuka pięściarska, ale także "druga twarz boksu zawodowego". Żenującym i wątpliwym pomysłem okazało się sprowadzanie w ostatniej chwili przeciwnika dla Fiodora Czerkaszyna. Od wielu tygodni było wiadomo, że jego rywalem będzie twardy (i z niewyparzoną gębą) Irlandczyk JJ McDonagh. Nawet jednak twardzieli potrafią znokautować bakterie czy wirusy. Sztab Irlandczyka na kilkadziesiąt godzin przed walką poinformował o "infekcji", która wyeliminowała boksera.
Zamiast niego na oficjalnym ważeniu uczestników gali pojawił się niewysoki, ciemnoskóry Kassim Ouma. Pochodzący z Ugandy pięściarz mieszka w Holandii. Ma życiorys, który stał się podstawą filmu, bo jako dziecko został przymusową wcielony do partyzantki w czasie wojny domowej w Ugandzie. Uciekł w końcu za granicę, osiedlił się w USA i kilkanaście lat temu został pięściarskim mistrzem świata. To jednak było dawno. Zgodził się wyjść do walki z Fiodorem Czerkaszynem, ale szczerych intencji w tym nie było. W pierwszej rundzie wykorzystał dawne umiejętności, by unikać ciosów. W drugiej na ring poleciał z narożnika Ugandyjczyka ręcznik na znak poddania. Nie poprzedziła tego gestu żadna dramatyczna sytuacja, ciężki cios czy nokdaun. Kassim Ouma zrobił zdziwioną i obrażoną minę , manifestował przez parę chwil niezadowolenie.
- Obawiam się, że zostaliśmy "zrobieni w trąbę". Zbyt wiele widziałem w zawodowym boksie, aby uwierzyć w takie zachowania - skomentował Andrzej Wasilewski. Obecna także w telewizyjnym studiu zawodniczka Ewa Piątkowska stwierdziła dosadnie: Wystąpił wyłącznie dla pieniędzy, bez żadnego zamiaru stoczenia sportowej walki.
- Dziękuję i przepraszam. Przygotowanie do tej walki to było 12 tygodni ciężkiej pracy. Jeszcze mnie zobaczycie na 100 procent. Obiecuję - mówił rozczarowany Fiodor Czerkaszyn.
Walczyli u siebie
Wielki boks wrócił do Łomży zaledwie pół roku po poprzedniej wielkiej gali zorganizowanej przez jedną z najważniejszych organizacji promotorskich w Polsce - KnockOut Promotions. We wrześniu ubiegłego roku w Hali Olimpijczyków Polskich w głównej walce Kamil Szeremeta obronił tytuł mistrza Europy w wadze średniej nokautując Hiszpana Rubena Diaza. Szef KO Promotions, Andrzej Wasilewski, bardzo ceni sobie zaangażowanie prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i władz miasta w organizowanie imprez sportowych
- Łomża to znakomity przykład, jak średniej wielkości ośrodek może w oparciu o sport budować markę miasta. Jest też dowodem, że właśnie w takich miejscach na widowni wrze - mówił w studiu prowadzonym w łomżyńskiej hali przez Sylwię Dekiert z Telewizji Polskiej. TVP przeprowadziła bezpośrednią transmisję z wydarzeń łomżyńskiej gali. Obszernie w TVP Sport, a walki wieczoru także w TVP 1.
Biletów na galę zabrakło już na kilka dni przed sobotnim wieczorem. Nic dziwnego. Krzysztof "Diablo" Włodarczyk i Fiodor Czerkaszyn na ringu. Maciej Sulęcki, Krzysztof Głowacki, czy Dariusz Snarski na widowni. A w dodatku walki z udziałem Mateusza Tryca z Wyszkowa i Przemysława Zyśka z Ostrołęki. Spora część widowni wypełnili fani z ich miast.
Telewizyjna relacja zaczęła się od wspomnianego zawodowego debiutu Laury Grzyb.
- Bardzo ciężko trenowałam, ale w ostatniej chwili wycofała się rywalka z Czech. I został pewien niesmak. Żałuję, że nie mogłam pokazać wszystkiego, co umiem - powiedziała Laura Grzyb.
Dobrą walkę w formule olimpijskiej stoczyli Krzysztof Lipnicki i Bartłomiej Szczęsny, który wygrał jednogłośnie na punkty.
Rozgrzeli widownię twardym, wyrównanym i na dobrym poziomie bojem Mateusz Tryc i Serhi Zhuk z Ukrainy. Obaj okazali się wojownikami i zapewnili widzom emocje. Dwaj sędziowie dali zwycięstwo Polakowi, jeden ocenił, że starcie było remisowe.
- Dziękuję, że przybyliście z Wyszkowa, słyszałem was przez całą ciężką walkę - powiedział Mateusz Tryc.
W kolejnym polsko - ukraińskim starciu bezdyskusyjnie górą w oczach całej trójki sędziów był Przemysław Zyśk z Ostrołęki. Jego przeciwnikiem był Artem Karpets.
- Dziękuję kochani nieśliście mnie do zwycięstwa. To był trudny rywal. Trener kazał mi bić na dół, a ja chciałem mu urwać głowę prawym. Będę pracował i więcej takich błędów nie popełnię - zapewniał ostrołęczanin.
W polskim pojedynku Marek Matyja pokonał 2:1 Bartłomieja Grafkę. A potem już nadeszła pora na walki wieczoru, z których, niestety, jedna, okazała się "żenadą wieczoru".
Widzowie w hali Olimpijczyków Polskich się nie nudzili, a telewidzom czas oczekiwania urozmaicały rozmowy m. in. z Maciejem Sulęckim, który leczy kontuzję ręki po walce w Filadelfii, Andrzejem Wasilewskim, trenerem Fiodorem Łapinem. Była także filmowa wizytówka Łomży i wiele pochwal pod adresem miasta kochającego sport.
Komentarze