- Powiadomiliśmy natychmiast odpowiednie służby. Pojawili się strażacy i policjanci i to oni starannie przeszukali cały budynek – informuje Łukasz Czech.
Sytuacja była tak bardzo „pod kontrolą”, że nie została nawet zarządzona ewakuacja pracowników Ratusza, ani sąsiednich budynków. Tyle, że na ponad godzinę drzwi wejściowe zostały zamknięte i osoby mające jakieś urzędowe sprawy, musiały je odłożyć.
Alarm w Urzędzie Miejskim w Łomży zdarzył się nieprzypadkowo i nie tylko w tym miejscu. Dzień wcześniej np. w obecności mundurowych ekip, a nawet tropiących psów, obradował w Warszawie Sejmik Województwa Mazowieckiego. Służby, które dbają o nasze bezpieczeństwo nie są skore, aby zdradzić, czy alarmy zgłoszone w różnych częściach kraju były elementem testowania reakcji na sytuacje kryzysowe czy jednak trzeba będzie zaangażować specjalistów, aby wykryli źródło groźnie brzmiących listów.
Komentarze