Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 09:32
Reklama

500 wydań Tygodnika Narew. Najtrwalszy ślad pozostawia słowo wydrukowane i przeczytane

Rozmowa z Arturem Filipkowskim, założycielem, Tygodnika Narew, szefem Grupy Medialnej Narew

Tygodnik Narew:- Jakie były źródła Tygodnika Narew, papierowej gazety w czasach, w których już zaczynały dominować media elektroniczne. Jaka misję na siebie przyjęli twórcy?

Artur Filipkowski: - Może to będzie zaskakujące, ale ekonomiczne względy były na dalszym planie. I jakkolwiek zabrzmi to wzniośle, to głównym impulsem powstania wydawnictwa były względy patriotyczne. W 2007 roku miałem okazję zapoznać się z wynikami analiz rynku czytelniczego w Polsce sporządzone na zlecenie dużej korporacji niemieckiej. Nie było to dla nas przyjemne - Ziemia Łomżyńska była „białą plamą”. Kiedy bardziej zagłębiłem się w te dane, okazało się, że nie chodzi o rynek wydawniczy w ogóle, tylko o wydawnictwa bezpłatne. Raport, do którego dotarłem, miał być podstawą tworzenia w naszym kraju sieci gazet przekazywanych odbiorcom za darmo. Były tam naprawdę szczegółowe dane: jak czytelnictwo na Ziemi Łomżyńskiej wygląda, komu takie wydawnictwo powinno być dedykowane. Łącznie z założeniami: jaki wydawnictwo miałoby mieć profil, przekaz, dystrybucję, szatę graficzną i recepty - jak kształtować tę "lokalność". Zdałem sobie sprawę, że jeżeli już się u nas pojawi tak precyzyjnie zaplanowane wydawnictwo z dużym kapitałem, to zawsze się obronią przed próbami konkurencji. Nie bardzo mi się to spodobało. Pomyślałem, że w takiej sytuacji już nigdy nie będziemy mieli szans na nasze własne wydawnictwo, z kapitałem polskim. Mam satysfakcję. To teraz nie tylko Tygodnik Narew, ale jeszcze kilkanaście tytułów w Polsce, wydawanych jest przez polską Fundację Inicjatyw Lokalnych MEDIA POLSKA.

T.N.- A wtedy...?

A.F.: - Dosłownie w ciągu dwóch tygodni, jesienią 2007 roku, z pomocą moich przyjaciół z Warszawy, którzy już wydawali bezpłatne tygodniki w Polsce, zorganizowałem wszystko, co potrzebne do wydawania tygodnika w Łomży. Pewna pomoc związana z wiedzą, doświadczeniem i finansami była nieodzowna. Nasi partnerzy wykupili np. reklamy na dłuższe okresy czasu, abyśmy mogli spokojnie robić te pierwsze redakcyjne kroki.

T.N.: - Od razu było wiadomo, że będzie w tytule Narew?

A.F.: - Tak, to nie budziło wątpliwości. Także z uwagi na skojarzenie z planowaną galerią handlową "Narew" na terenach po zakładach bawełnianych, które też nosiły nazwę "Narew" i były swego czasu głównym przedsiębiorstwem przemysłowym Ziemi Łomżyńskiej. Kto wie zresztą czy projekt galerii "Narew" się w końcu nie ziści, bo słyszmy, że coś się wokół tej sprawy dzieje. Takie były początki, a swego rodzaju puentą tej opowieści była nowa edycja tych samych zachodnich badań, które stanowiły bodziec do powstania Tygodnika Narew. Ukazały się kilka miesięcy później, wiosną 2008 roku i bardzo wyraźnie zostało tam podkreślone, że Ziemia Łomżyńska nie jest już "białą plamą" pod względem bezpłatnej prasy. Podkreślam, bezpłatnej prasy, a nie bezpłatnych wydawnictw czy folderów niosących głównie treści reklamowe.

T.N.: - Kiedy się przegląda w archiwum pierwsze numery tygodnika. to jakoś nie widać polityki, wyborów...

A.F.: -To była jesień wyborcza, ale po namyśle, specjalnie przesunęliśmy termin debiutu na okres już po wyborach, czyli na 27 listopada 2007 roku. Udział w kampanii pozwoliłby nam zapewne osiągnąć więcej przychodów, ale zdecydowaliśmy się na zachowanie pewnej "czystości formy". Przesunęliśmy o kilka tygodni pierwsze wydanie i kiedy kurz wyborczy opadł, ukazał się nasz numer 1.

T.N.: - A jaki mógł być inny scenariusz wydarzeń gdyby z Narwią nie wyszło?

A.F.: - To po prostu widać w innych miejscach. Minęło ponad 11 lat. W Polsce powstało i powstaje z wykorzystaniem tego dawnego raportu wiele lokalnych wydawnictw. Choćby, niedaleko od Łomży w jednym z dawnych wojewódzkich miast na Mazowszu, jest gazeta, która elegancko i z klasą promuje firmy niemieckie i polskie, które z niemieckimi mają głębokie związki. Nie chodzi przy tym o pochodzenie kapitału, tylko o systematyczne i konsekwentne, wcale nie natrętne, działania, które modelują sposób rozumienia otaczającej nas rzeczywistości. Tak byłoby i u nas.

T.N.: - Ale to przecież nie musi być gazeta. To się dzieje w telewizjach, stacjach radiowych, portalach internetowych, mediach społecznościowych. To tam odbywa się teraz kształtowanie rzeczywistości.

A.F.: - Klasyczna, papierowa gazeta jest najważniejszym elementem rynku przekazu informacji docierającym do człowieka. Już w tym pierwszym badaniu autorzy wskazywali, że kluczowe znacznie ma: szelest papieru, zapach farby drukarskiej, możliwość odłożenia i wzięcia do ręki gazety w dowolnej chwili. To może się wydać śmieszne, ale pokazuje jak inaczej odbieramy to, co jest przeczytane w internecie, wysłuchane w radiu czy obejrzane w telewizji. W mózgu najtrwalszy ślad pozostawiają wydrukowane i przeczytane słowa. To jednocześnie wspaniałe i niebezpieczne, bo najbardziej wpływa na świadomość człowieka. Dlatego tak bardzo mi zależy, żeby prasa była polska.

T.N.: - Czy były jakieś wydarzenia przełomowe, kamienie milowe, niezapomniane chwile w historii tygodnika "Narew"?

A.F.:- Powiem tu o moich osobistych, a nie menedżerskich odczuciach. Wszystko, co zdarzyło się ważnego w Łomży i na Ziemi Łomżyńskiej, w tym wydawnictwie się pojawiło. Mówiąc o Ziemi Łomżyńskiej mam też na myśli dawne województwo łomżyńskie czyli, powiaty grajewski, kolneński, łomżyński, wysokomazowiecki i zambrowski. Spotykam ludzi ze wszystkich tych stron i często słyszę wspomnienia, że wtedy "coś dobrego się wydarzyło" za sprawą Telewizji Łomża, a od 1999 Telewizji Narew, potem też portalu i tygodnika. To bardzo miłe słowa i towarzyszące im spotkania. Zdałem sobie sprawę, że to dlatego, iż nie prowokujemy problemów, tylko raczej pomagamy je rozwiązywać. To także nasze motto od początku - czasami niezrozumiałe dla złośliwców - "Tylko dobre informacje". My nie uciekamy od problemów, ale nie mamy żadnej satysfakcji, gdy one się jątrzą, gdyby nawet windowały nam w górę te wszystkie wskaźniki medialne. Spokój i elegancja są ważniejsze.

Inna sprawa, która daje o sobie znać w bardzo pozytywny sposób: pamięć o naszym dawnym województwie, o tym, jak fajnie wyglądało to nasze "łomżyńskie życie" z udziałem nie tylko większych ośrodków - Zambrowa, Grajewa, Kolna, Wysokiego Mazowieckiego, ale też Ciechanowca. Szczuczyna, Nowogrodu, Jedwabnego, Czyżewa i jeszcze tych wielu innych małych społeczności niesamowicie bogatych w tradycje i ciekawe osobowości. Co ważne, w dawnym województwie łomżyńskim nie mamy nadal żadnych problemów z porozumiewaniem się, realizacją naszych pomysłów inicjatyw, idei.

T.N.: - Trudno nie zakończyć tej rozmowy pytaniem: jest 500 wydań tygodnika Narew, a co dalej?

A.F.: - Tak sobie myślę, że w naszym życiu wydawniczym, może zresztą w ogóle w życiu, nie jest ważne co osiągnęliśmy, albo ile pracy włożyliśmy, ale to, z czym się nie do końca możemy pogodzić. Województwo łomżyńskie zostało zlikwidowane, ale nikt nas nigdy nie zapytał czy tego chcemy. Dlatego - jako wydawnictwo – jesteśmy gotowi na kolejną zmianę, a raczej na powrót administracyjnych granic województwa. To ostatnia z reform rządu Jerzego Buzka, która nie została cofnięta, a wszystkie były nietrafione. Zakładam, że jest szansa na powrót odrębnego województwa na północno - wschodnim Mazowszu w nawiązaniu do historycznych tradycji tych ziem, które były razem ponad 400 lat.

Grupa Medialna Narew – telewizja, tygodnik, portal - jest do tego zadania w pełni przygotowana, bo informacja powinna dawać możliwość wyboru. Wybór jest kluczem do wolności i tego trzymać się trzeba.


Podziel się
Oceń

Komentarze

PAWEŁ 24.01.2019 16:19
brawo panie Aturze tak trzymać super .
Reklama