Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 01:12
Reklama

Czas Bożego Narodzenia

Święta Bożego Narodzenia niezwykły to czas. Ważny przede wszystkim dla rodzin, dla przebaczania, dla zrzucania ciężaru z serc. Niezwykle interesujące refleksje księdza Józefa Naumowicza o tym, jak w tym czasie splata się przekaz Ewangelii z historią i tradycją znaleźliśmy na portalu deon.pl.

Autor: deon.pl

Czy Boże Narodzenie miało zastąpić pogański kult Niezwyciężonego Słońca, którego narodziny obchodzono 25 grudnia? Czy Jezus urodził się w Betlejem?

Pytanie zawarte w tytule warte jest uwagi. Bo chodzi o rozróżnienie tego, co na temat okoliczności narodzenia Jezusa mówią Ewangelie od tego, co pochodzi jedynie z tradycji. Jest to ważne także dlatego, by móc zrozumieć znaczenie przyjścia Chrystusa na świat.

Czy Betlejem?

O narodzeniu Chrystusa w Betlejem wyraźnie piszą Ewangelie: Mateusza i Łukasza. Sprawa jest więc jasna. Chodzi o miasteczko położone w pobliżu Jerozolimy (osiem kilometrów na południowy wschód).

Już późna tradycja Starego Testamentu zapowiadała, że Zbawiciel przyjdzie na świat w Betlejem. Z miejscowości tej pochodził Dawid i tam został namaszczony na króla Izraela. Stamtąd miał wyjść przyszły Mesjasz, wywodzący się "z domu Dawida". Mówił o tym prorok Micheasz: A ty, Betlejem, ziemio Judy, wcale nie jesteś najmniejsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela. Proroctwo to wskazywało więc miejsce narodzenia Zbawcy, jedynego króla-pasterza. Cytuje je Ewangelia św. Mateusza, aby podkreślić Dawidowe pochodzenie Jezusa (2, 6).

Jedynie najbardziej krytyczni czytelnicy Ewangelii wysuwają pytania: dlaczego Jezus nie mógł narodzić się w Nazarecie, gdzie mieszkali Maryja i Józef? Czy musieli oni przemierzyć sto pięćdziesiąt kilometrów, aby z Galilei przybyć na spis ludności do judzkiego miasta? Czy nie uczynili tego jedynie ze względu na proroctwa Micheasza?

Pytania te można stawiać, ale Ewangelie mówią wyraźnie: Jezus przyszedł na świat w Betlejem. Także inne dokumenty potwierdzają, że podczas spisu ludności należało wrócić do swych rodzinnych miast, by tam złożyć deklarację. Józef udał się więc do Betlejem, gniazda rodowego Dawida, ponieważ pochodził z jego rodu. Być może stamtąd pochodziła też Maryja, wówczas brzemienna, która udała się tam razem z Józefem.

Niewątpliwie, w Ewangelii ważny jest nie tylko historyczny bieg wydarzeń, ale też ich sens teologiczny: wypełnienie się proroctw. Gdy w czasach rzymskich Betlejem było już tylko mało znaczącą osadą, tym bardziej do niego odnosiły się słowa Micheasza. Wskazywały one przecież, że prawdziwa sława tego miasta bierze się z pewnego "odwrócenia wartości" - to, co najmniejsze, staje się tym, co największe. Także Jezus jako najmniejszy, jako najuboższy - przychodzi w Betlejem na świat jako Dawid, jako największy.

Skąd Grota Narodzenia?

Nieco trudniej jest wykazać, że Jezus narodził się w grocie, którą dzisiaj wskazuje się w Betlejem. Trzeba jednak ponownie odwołać się do Ewangelii, które mówią tylko tyle: gdy Maryja porodziła Jezusa, owinęła Go pieluszkami i ułożyła w żłobie (Łk 2,6-7). Podobny sens mają słowa anioła skierowane do pasterzy: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie (Łk 2,12).

Jezus narodził się więc w pomieszczeniu, w którym stał żłób. Chociaż nie ma w Ewangeliach wzmianki o ubogiej stajence czy grocie, są jednak podstawy, by w takiej właśnie scenerii przedstawiać przyjście Jezusa na świat. Jeżeli nowo narodzony został ułożony w żłobie, w którym kładziono paszę dla zwierząt, całe pomieszczenie mogło być jakąś szopą, grotą skalną albo jakimś schronem wydrążonym w ścianie pagórka.

W starożytności często wykorzystywano jaskinie i groty jako miejsce schronienia. Jeszcze dzisiaj w okolicach Betlejem można spotkać mieszkania w części zbudowane z cegły, desek czy kamienia, a w części wydrążone w wapiennej skale. Tam chronią się zwierzęta i ludzie, oddzieleni jedynie przegrodą. W takiej grocie mógł stać żłób, o którym mówi Ewangelia. Tym bardziej że nie było miejsca w głównej izbie domu (greckie słowo katalyma, które tłumaczymy jako "gospoda", oznacza właściwie pokój mieszkalny).

Potwierdzenie znajdujemy w najstarszej tradycji chrześcijańskiej, sięgającej II-III w. Jako pierwszy - około 155 r. - mówi o tym św. Justyn Męczennik, który pochodził z Palestyny i zapewne dobrze znał te okolice. Wymienia on "grotę, znajdującą się tuż w pobliżu miasteczka", w której narodził się Chrystus i w której magowie złożyli Mu hołd.

Podobnie Orygenes około 240 r. wspominał, że w Betlejem znajduje się grota otaczana szacunkiem. "Miejsce to słynie w całej okolicy - pisał - nawet wśród niewierzących, z tego, że urodził się tam Jezus".

W okresie prześladowań władze cesarskie usiłowały w Betlejem zatrzeć ślady nowej religii, szerząc tam kult pogański. W tym "najwspanialszym miejscu świata" - jak pisał św. Hieronim - ustawiono posąg greckiego bożka Adonisa: "w grocie, w której niegdyś kwilił maleńki Jezus".

Gdy po 313 r. chrześcijaństwo uzyskało wolność działania, do Betlejem przybyła św. Helena, matka cesarza Konstantyna Wielkiego. Dzięki jej staraniom wybudowano tam kościół, dokładnie nad Grotą Narodzenia, która znalazła się pod głównym ołtarzem świątyni, tworząc podziemną kryptę. Kościół ten, przebudowany w VI wieku z polecenia cesarza Justyniana, przetrwał do naszych czasów.

Gdy dziś w betlejemskiej bazylice schodzimy po wąskich schodach prowadzących do Groty Narodzenia, wiemy, że dotykamy miejsca wyjątkowego. Byłoby nieporozumieniem spierać się, czy dokładnie w tym miejscu, czy kilka centymetrów lub metrów dalej narodził się Chrystus. Najważniejsze jest wydarzenie, które tradycja chrześcijańska od początku wiązała z tym miejscem i które tutaj można kontemplować.

Gdy mówimy o narodzeniu Jezusa w ubogiej grocie, wśród zwierząt i pasterzy, nie chodzi jedynie o tani sentymentalizm czy ckliwe przeżycie. Okoliczności te są bardzo znaczące i przemawiają bardziej niż wiele mądrych słów. Potwierdzają, że Bóg przyszedł w ubogich warunkach, które są znakiem Jego "uniżenia". Betlejemska grota uświadamia więc, że Chrystus przyszedł na świat w ciszy i pokorze, prawie niezauważalnie, bez niezwykłych znaków i bez zewnętrznej wielkości. Pojawił się na peryferiach wielkiego świata, w miasteczku, o którym mało kto słyszał w rzymskim imperium. A jednak, jak głosi Protoewangelia Jakuba z II wieku, na chwilę zamarła wówczas cała przyroda, w bezruchu stanęły zwierzęta, życie kosmosu i obroty gwiazd zostały w tym momencie jakby zawieszone.

Ciemna grota jest obrazem otchłani, do której przychodzi Bóg przynoszący światłość. Już w swoim narodzeniu Chrystus zstępuje do czeluści tego świata, w jakich znajduje się ludzkość żyjąca w "cieniu śmierci". Podkreślają to zwłaszcza ikony, które przedstawiają żłóbek Jezusa (owiniętego chustami niby zmarły Łazarz), umieszczony w skalnej rozpadlinie. Także Ojcowie Kościoła w swych komentarzach zwracali uwagę na głębsze znaczenie ciemnej jaskini, opromienionej przedziwnym światłem. Grota ma więc nie tylko sens rzeczywisty, ale też symboliczny.

Od czasów starożytnych aż do dzisiejszych szopek, w których widnieją skały ułożone z papieru, betlejemska grota stanowi część bożonarodzeniowego wydarzenia. Jest elementem niezwykłej świątecznej atmosfery, która pomaga nam odnaleźć autentycznego ducha dzieciństwa Bożego, moc ufności, nadziei, czystości. Atmosfera ta stanowi też konieczną odtrutkę na naszą dojrzałość, nierzadko cyniczną, zimną, wyrachowaną. Pomaga nam doświadczyć ducha Ewangelii, która mówi: Jeżeli nie staniecie się jako dzieci...

Dlaczego 25 grudnia?

Ewangelie nie wskazują, w jakim dokładnie dniu Jezus przyszedł na świat. Zresztą w starożytności często nie znano daty dziennej swego urodzenia. Nie była ona konieczna przy podawaniu danych osobowych, nie zapisywano jej, jak obecnie, w księdze urodzeń, ani też nie wpisywano później do osobistych dokumentów.

Pierwsi chrześcijanie, rozważając tajemnicę przyjścia Zbawiciela na ziemię, nie przywiązywali wagi do samej daty. Tak było przez pierwsze trzy wieki. Nie znano też osobnego święta Bożego Narodzenia. Kiedy jednak weszło ono w II połowie IV wieku do liturgii, przyjęło się bardzo szybko. Już św. Augustyn uważał, że 25 grudnia jest rzeczywistą datą narodzenia Chrystusa.

Co wpłynęło na jej przyjęcie w chrześcijaństwie? Opracowania najczęściej wskazują, że Boże Narodzenie zastąpiło pogański kult Niezwyciężonego Słońca, którego narodziny obchodzono 25 grudnia (Natale Solis Invicti). Niewątpliwe kult ten, rozpowszechniony w Cesarstwie Rzymskim, spopularyzował datę 25 grudnia, która wyznaczała moment zimowego przesilenia dnia i nocy, a więc astronomiczny punkt roku, od którego coraz krótsze stawały się ciemności nocy, a zaczynało zwiększać się światło dnia.

Bardziej istotny jednak wydaje się wpływ Wielkanocy. Była ona tak ważna w Kościele pierwotnym, że inne święta powstawały niejako w zależności od niej. Data Wielkanocy była natomiast wpisana w naturalny cykl roku astronomicznego, wyznaczały ją bowiem pełnia Księżyca i wiosenne zrównanie dnia z nocą. Fakt ten miał duży wpływ na układ tworzącego się roku liturgicznego. Również daty innych świąt umieszczano w znaczących momentach cyklu natury.

Przy obchodach Zwiastowania (25 marca), narodzenia św. Jana Chrzciciela (24 czerwca) czy narodzenia Jezusa (25 grudnia) nie stawiano pytań o dokładny czas tych wydarzeń. Ważniejsza była symbolika wybranych dat kalendarzowych i ich związek z naturalnym cyklem astronomicznym. Pomagało to przeżywać upływ czasu i różne pory roku w odniesieniu do Chrystusa.

To także tłumaczy, dlaczego chętnie przyjęto moment zimowego przesilenia jako datę narodzenia Jezusa. Dzień ten symbolizował zwycięstwo światła nad ciemnościami. Doskonale odpowiadał więc, by wtedy czcić też narodziny Tego, który jest prawdziwą światłością, przychodzącą z wysoka.

* * *

Święto Bożego Narodzenia, przyjęte w IV w., dziś obchodzone jest niemal powszechnie w tym samym dniu. Dlaczego jednak prawosławni i grekokatolicy przenoszą je na 6 stycznia?

Właściwie Boże Narodzenie świętują oni 25 grudnia. Datę tę ustalają jednak według kalendarza juliańskiego, stosowanego w tamtych Kościołach. Między kalendarzem juliańskim a używanym powszechnie gregoriańskim różnica wynosi 13 dni. Gdy w naszym kalendarzu jest 6 stycznia, według juliańskiego to dopiero 25 grudnia. Generalnie więc data jest ta sama, przyjęta już w tradycji starożytnej.

ks. Józef Naumowicz - ur. 1956 r., wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego i w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie, doktor filologii klasycznej i teologii (patrologia)>.

Tekst opublikowany na portalu deon.pl

fot. shutterstock.com


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama