Materialne straty są znacznie większe. Nie tylko w mieszkaniu, ale także uszkodzone zostały samochody na parkingu pod blokiem.
Ogromny huk – zgodnie mówią sąsiedzi. Niektórym wydawało się, że był to nisko przelatujący samolot.
- Myślałam, że spadła mi ze ściany jakaś szafka – dodaje pani z pieskiem na rękach, jedna z najbliższych sąsiadek. Zamek przy drzwiach wytrzymał i ma je tylko lekko odgięte. Inna z pań akurat odprowadziła dzieci do szkoły i przeżyła szok po powrocie, gdy zobaczyła, że w bloku brakuje kawałka ściany.
-Była dokładnie 7.45 – opowiada mężczyzna ze sporą siwą brodą i siwą kitką spiętych włosów. Mieszka w sąsiednim w sąsiednim budynku. Kilka chwil przed wybuchem jego żona w drodze do przychodni lekarskiej przechodziła chodnikiem, na który spadły fragmenty gruzu i lawina szkła. Wybuch nastąpił w pomieszczeniu z tej strony bloku, z której są wejścia do klatek schodowych. Po drugiej, „balkonowej” stronie, okna także rozsypały się na tysiące kawałków. Wybuch odrzucił je aż pod sąsiedni budynek. Pracowicie zmiata odłamki szkła z chodnika pracownik Łomżyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Prezes ŁSM Wojciech Michalak i jego zastępca Krzysztof Cieśliński są na miejscu. Są przekonani, że lokatorzy będą mogli szybko wrócić do mieszkań.
I chyba się nie mylą. Marek Raszczyk, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, nie ma wątpliwości, że istotne elementy konstrukcyjne budynku nie zostały uszkodzone.
- Na ścianach nośnych są tylko powierzchowne zadrapania – dodaje. Dramatyczny wygląd bloku wynika, z tego, że wypadły okna i przedzielące je ekrany o lekkiej konstrukcji, ale nie fragmenty solidnych ścian. Otwierające się na zewnątrz drzwi mieszkania także spełniły swoją rolę, bo nie stawiły dużego oporu fali uderzeniowej, tylko wypadły na klatkę. Mieszkanie oczywiście wymaga poważnego remontu, ale tylko to jedno. Pozostali lokatorzy będą mogli spokojnie wrócić do swoich, gdy tylko zakończą się prace ekspertów.
Działania ratownicze i ocena sytuacji to zadanie przede wszystkim nadzoru budowlanego i straży pożarnej. Policjanci są też obecni, pomagali w ewakuacji około 30 osób, ale w zasadzie ograniczają się do pilnowania, żeby nikt się zaplątał w strefę, gdzie może być niebezpiecznie. Surowe słowa i groźne spojrzenia kierują także w stronę wścibskich dziennikarzy.
Ekipą strażaków na miejscu akcji dowodzi zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej brygadier Grzegorz Wilczyński.
- Czyności wyjaśniające jeszcze potrwają, ale z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że doszło do wybuchu gazu, który ulatniał się z kuchenki. Butla była szczelna i nie eksplodowała. Impet wzięły na siebie okna i lżejsze fragmenty konstrukcji budowlanej – tłumaczy. Jak doszło do tego, że gaz się ulatniał, nie chce spekulować.
Potwierdza też informacje o trzech osobach, w tym dwóch poszkodowanych niezbyt mocno, w mieszkaniu, w którym wybuchł gaz.
Główną rolę przy bloku na Moniuszki odgrywają strażacy. Do mieszkania dostają się najpierw korzystając z podnośnika. Wstępna ocena: niebezpieczeństwa nie ma i można też po prostu – klatką schodową i drzwiami. Zapraszają też do środka inspektorów budowlanych. Po kilkunastu kolejnych minutach jeszcze mieszkańców niektórych sąsiednich lokali.
Na chodnikach, za taśmą umieszczoną przez policjantów, stoją ludzie i przypatrują się pracy strażaków. Chociaż jest chłodno, tylko kilka osób korzysta ze schronienia w specjalnie podstawionym autobusie MPK. Emocji zbyt wielkich mnie widać. Szczęście w nieszczęściu, że nie doszło do tragedii na większą skalę.
Komentarze