Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 7 stycznia 2025 13:57
Reklama

Nie dajmy się ogłupić, by potem zwariować

Nie cichnie wymiana zdań dotyczących przyjętej właśnie ustawy o leczeniu niepłodności, która reguluje m.in. zasady stosowania zapłodnienia metodą in vitro. Zdecydowałem się w związku z tym napisać krótki komentarz do niektórych wypowiedzi, które przytaczam poniżej.

Nie cichnie wymiana zdań dotyczących przyjętej właśnie ustawy o leczeniu niepłodności, która reguluje m.in. zasady stosowania zapłodnienia metodą in vitro. Zdecydowałem się w związku z tym napisać krótki komentarz do niektórych wypowiedzi, które przytaczam poniżej.

„Wstrząsająca prawda o In vitro: żeby mogło urodzić się 122 tys. dzieci poświęcono życie prawie 4 mln innych dzieci”

„Żaden poważny ginekolog nie twierdzi, że In vitro leczy niepłodność”

„Z dziecka poczętego In vitro posłowie większości uczynili narzędzie zaspokojenia pustki ludzi życiowo niespełnionych”

„Ustawa równa się cywilizacja śmierci”

Pozwolę sobie zadać kilka pytań, na które zechcieliby udzielić odpowiedzi ci, którzy w sposób  niezwykle agresywny i niestety kłamliwy atakują leczenie niepłodności przy wykorzystaniu metody In vitro i pokrewnych.

Po pierwsze. Kiedy Pan Bóg stworzył mężczyznę i kobietę powiedział: „Bądźcie owocni i rozmnażajcie się”. Nie mówił w jaki sposób. Prawie 90% populacji  nie ma problemu z rozrodem. Natomiast, w sposób niezawiniony, około 10% nie może doczekać się ciąży i porodu upragnionego dziecka. W skali globalnej to oznacza ponad 72 mln par, z których prawie 43 mln poszukuje pomocy. W Polsce według danych szacunkowych problemy z rozrodem ma ponad milion par, z których około 200 tys. zgłasza się po pomoc. Uniwersalna Deklaracja Praw Czło-wieka mówi, że prawo do posiadania potomstwa jest podstawowym prawem człowieka. A zatem pytanie. Czy leczenie niepłodności jest „zaspokojeniem pustki ludzi życiowo niespełnionych czy” też wypełnianiem obowiązku w doprowadzeniu do ciąży i porodu?

Po drugie. Nie umiem skategoryzować kto jest poważnym a kto niepoważnym ginekologiem.  Natomiast wiem, że jeden utytułowany ginekolog w Polsce przed laty powiedział: „Techniki rozrodu wspomaganego medycznie to nie są procedury lecznicze, czasami pomagają uniknąć bezdzietności.” I ta nonsensowna teza do dnia dzisiejszego jest powtarzana jako argument. W tym roku, w połowie czerwca, w Lizbonie prawie 10 000 ludzi z całego świata debatowało jak najskuteczniej pomagać niepłodnym parom. Nikomu nie przyszło do głowy aby metodę In vitro dyskredytować. Komitet Nagrody Nobla w 2010 r, kiedy tę nagrodę przyznawał Robertowi Edwardsowi,  to uzasadniał: „ za największe osiągnięcie medycyny klinicznej  XX wieku”.  A zatem kolejne pytanie.  Czy metoda In vitro jest metodą leczenia niepłodności?

Po trzecie. Głosi się, najdelikatniej określając, kłamliwe tezy, że naprotechnologia zastąpi In vitro. Naprotechnologia posługuje się  w wielu sytuacjach takimi samymi jak medycyna rozrodu  technikami diagnostycznymi i stosuje takie samo leczenie farmakologiczne i zabiegowe (do tego ostatniego dodaje „napro”). Podstawowa różnica polega na tym, że naprotechnologia nie uznaje leczenia niepłodności za pomocą metod  wspomaganej prokreacji. Po nieskutecznym leczeniu farmakologicznym lub zabiegowym oferuje adopcję.  Natomiast, przy  nieodwracalnie uszkodzonych jajowodach, w  zaawansowanej endometriozie,  w ciężkich postaciach czynnika męskiego (dominująca przyczyna niepłodności), a także  po wcześniejszych niepowodzeniach w  leczeniu naprotechnologia nie daje żadnej szansy na ciążę. A to dotyczy ponad 50% niepłodnych par. Jednocześnie wiem, że w takich nie dających szansy na sukces sytuacjach za instruktaż pobiera się niemałe pieniądze. Kolejne pytanie. Czy jest to moralne (mógłbym użyć innego, dosadniejszego  sformułowania), aby głosić tezę, że naprotechnologia zastąpi In vitro?

Po czwarte. Przedstawia się pseudoargumenty,  że In vitro jest metodą mało skuteczną. Bardzo dotkliwym dla leczonych pacjentów jest fakt, że metoda nie daje pełnej gwarancji na ciążę i urodzenie dziecka. Natomiast prawda jest taka, że skuteczność In vitro na poziomie 30 - 40% na cykl zdecydowanie przewyższa tzw miesięczny wskaźnik płodności, który wynosi  ok. 20 i tylko wtedy jeśli kobieta jest poniżej 30. roku życia. Ten wskaźnik  sukcesu 30 - 40% jest bardzo dobry, ale to również oznacza, że wskaźnik niepowodzeń wynosi 60 - 70%. Nie zadaje się pytania, jakie dramaty wtedy ci ludzie przeżywają. Medycyna rozrodu cały czas pracuje nad sposobami poprawy skuteczności ale, także nad opracowanie dokładniejszych metod predykcyjnych. Udowodniono, że im większa ingerencja polityków w procedurę leczenia niepłodności tym mniejsza jej skuteczność. Pytanie. Jakie jest uzasadnienie dla ingerencji polityków w procedury lecznicze?

Po piąte. Pisuje się wiele na temat dzieci urodzonych po In vitro. Nie sposób cytować wszystkich opinii. Nie ma potrzeby uzasadniać, że dzieci nie mają bruzd. Po In vitro żyje ich na świecie ponad 5 mln. Wiele z nich ma własne potomstwo. Dzieci z defektami rodzą się zarówno po naturalnym poczęciu, trochę więcej po stosowaniu metod wspomaganej prokreacji. Udowodniono, że niepłodność jako taka, jest czynnikiem sprawczym  zwiększonego odsetka defektów. Pytanie: czy można zakazać rodzenia dzieci po naturalnym poczęciu skoro notuje się wady i czy można na tej samej drodze odmawiać leczenia niepłodności bo istnieje ryzyko defektu?

Po szóste.  Są niezwykle zagorzali przeciwnicy mrożenia zarodków. Jest bardzo wiele argumentów przemawiających za. Natomiast elementarna wiedza o rozrodzie (której wielu brakuje) wskazuje, że, aby zaistniała ciąża i poród, muszą być spełnione dwa kluczowe warunki: musi być zarodek dobrej jakości (w naturalnym rozrodzie 60-70% zarodków obciążonych jest defektami genetycznymi, im starsza kobieta tym więcej) i musi być odpowiedni stan anatomiczny i czynnościowy endometrium (błona śluzowa macicy). Przeniesienie (embryotransfer) zarodka na nieprzygotowane endometrium, jak chcą przeciwnicy mrożenia, to tak jak „skazanie go na śmierć”. Alternatywą jest mrożenie.  Podobnie, mrożenie zarodków jest procedurą ratującą przed zagrożeniem życia w zespołach hiperstymulacji jajników. Z licznych opracowań wynika, że ciąże z mrożonych zarodków wykazują mniej powikłań, oraz ze dzieci rodzą się zdrowsze. A zatem kolejne pytanie. Jakie są rzetelne argumenty aby nie stosować procedury mrożenia?

Po siódme. I to będzie ostatnie pytanie. Jak wynika z mego rozeznania prawie wszystkie kraje UE mają uchwalone  prawo regulujące leczenie niepłodności (30 krajów). W żadnym z nich nie uchwalono zakazu leczenia niepłodności przy zastosowaniu metody In vitro. Natomiast niektóre z nich uchwaliły prawo restrykcyjne, dotyczące liczby embrionów, krioprezerwacji, itp (Niemcy, Włochy), które zmniejsza skuteczność leczenia. Doświadczenia lat ostatnich pokazują, że takie restrykcyjne prawo skutkuje „turystyką prokreacyjną”, która jest dobrze udokumentowanym zjawiskiem w obrębie Unii Europejskiej. Jest jedna drobna uwaga. Na tego typu turystykę mogą pozwolić sobie ludzie za-możni, których stać na wszystko, np. na omijanie restrykcji we własnym kraju. I teraz ostatnie pytanie. Dlaczego jest tyle zawziętości w stosunku do „maluczkich”, którzy powinni być otoczeni szczególną troską, którzy mają takie same pragnienia jak bogaci, a których po prostu nie stać na leczenie we własnym kraju, nie mówiąc już o zagranicy.

                                               Prof. zw dr hab. n.med  Marian Szamatowicz

Od redakcji

List profesora Mariana Szamatowicza, który dotarł do nas, zdecydowaliśmy się opublikować, mimo że dotyka spraw bardzo kontrowersyjnych. A może właśnie dlatego go publikujemy. Bo nawet o najtrudniejszych problemach trzeba rozmawiać bez uprzedzeń.   

Fot.  http://www.iwoman.pl/


Podziel się
Oceń

Komentarze

Facio 03.12.2015 18:23
Oczywiście można w ten idiotyczny sposób dezawuować metodę in vitro. Osadzać wypowiedź dr Szamatowicza ,jako rzemieślnicza. To dobrze ,że dr Szamatowicz jest zdolnym i skuteczmym rzemieślnikiem . Dzięki niemu ,być może ,kilka par dotâd bezskutecznie oczekujàcych potomstwa zrealizuje swoje marzenia,tęsknoty,oczekiwania. Potrzebna jest każda metoda. Nie wiedzieć czemu,Kościół wkłada swoje brudne palce w materię spraw wobec których powinien być blisko,bardzo blisko ,bo chodzi o o szczęście ludzi tu i teraz.Tymczasem z argumentacja pełna frazesów próbuje straszyć ludzi,odwdzić ich od zamiarów ,które właśnie sa ich celem - posiadaniem potomstwa. Tomasz_deM zapewne nie jest dzieckiem poczétym in vitro,ale okazuje się ,że naturalne poczęcie nie gwarantuje sprawności umysłu.
tomasz_deM 10.07.2015 11:13
Prof. Szamatowicz uprawia wytrawny relatywizm moralny. To ten typ współczesnego podejścia do etyki w medycynie który z jednej strony sypie argumentami medycznymi, z drugiej jest wybiórczy w kwestiach etyki, pomija krytyczne dyskusje etyczne na te tematy jakby to nie była nauka (humanistyczna), lecz jakaś forma publicystyki czy gorzej wypowiedzi ideologów. A przecież współczesna etyka jest nauką za pan brat obeznaną z zagadnieniami medycyny! Na jej gruncie, nie da się obronić in vitro jako metody cacy, bez problematyki moralnej i niszczenia/selekcjonowania ludzkiego życia. Argument 6 jest tak wybiórczy, że aż prostacki. I jeszcze: naprotechnologia w USA broni się b. dobrze. Pomimo wielkiego lobby in vitro, które to lobby w Polsce jest hegemonem. Jest w Białymstoku klinika naprotechnologii prowadzona przez człowieka który sam prowadził in vitro ale od niego ze względów medycznych i moralnych odszedł. Cytowanie Biblii w celu obrony in vitro to relatywizm, wybiórczość totalna - patrz pkt 1. Szamatowicz wypowiada się jak rzemieślnik. Dobry przy mikroskopie i skalpelu, ale odchodzi oo pełnego, humanistycznego wymiaru medycyny.
Reklama