„Festiwal Sztuki Ulicznej”, to wydarzenie całkiem nowe, na mapie kulturalnej Łomży i województwa podlaskiego. Przez mieszkańców naszego miasta przyjęte z wielkim entuzjazmem. W sztukę uliczną, dały zaangażować się nie tylko dzieci i młodzież. Od śmiechu, puszczania gigantycznych baniek czy nagradzania gromkimi brawami ulicznych artystów nie stronili nawet dorośli. Bo jak dało się zauważyć sztuka uliczna łączy w przeżywaniu tu i teraz.
- Bardzo dobrze się bawiłem. Nawet wziąłem udział w jednym z występów, jako asystent żonglera. Nie ukrywam, że gdy wykonywał nade mną sztuczkę z maczetami zamykałem oczy i trochę się bałem – tłumaczy, uśmiechnięty Igor.
Artyści, muzycy, kuglarze i inni wirtuozi uliczni, którzy do Łomży przyjechali z różnych części Polski, a nawet Austrii nie oszczędzili mieszkańców przed bolącymi od śmiechu brzuchami. Co więcej, zatrzymywali przejeżdżające samochody, zaczepiali przechodniów, a nawet zabierali widzom kanapki. Wszystko oczywiście w niezwykle zabawny sposób i przy zaskoczeniu, ale też aprobacie wciąganych w zabawę widzów.
W mieście pojawiła się m.in. Grupa „Śpiewające Trampki”, która występowała w większości miast Polski, wszędzie wprawiając w zachwyt głównie płeć piękną, a u płci męskiej wzbudzając zazdrość swoją sprawnością i przebojowością. Z kolei „Bill Bombadill”, zabawny wrocławski żongler i nieco niezdarny ekwilibrysta, szczególnie uwielbiany przez dzieci, niezależnie od szerokości geograficznej, zgromadził w Łomży całkiem sporą rzeszę widzów, którzy całkiem hojnie nagradzali jego cyrkowe sztuczki.
- Bill Bombadill, to taki wędrowiec, który bywa w różnych miejscach na świecie i sprawia, że ludzie się śmieją. Pobyt w Łomży będę wspominał bardzo ciepło. Sposób, w jaki zostaliśmy przyjęci, mimo raz ogromnych upałów, a innym razem deszczu zasługuje na wyróżnienie. Łomżanie bardzo żywiołowo reagowali na show i chętnie się w nie włączali. Byli fantastyczną publicznością – przyznaje wrocławski artysta, Bill Bombadill. - Z festiwalem sztuki ulicznej trzeba oswajać publiczność. Jest to proces kilkuletni. Lokalna społeczność musi do tego przywyknąć. I z całą pewnością w kolejnych latach to zainteresowanie będzie rosło – dodaje żongler. – Sztuka uliczna jest nieprzewidywalna. Rolą performera jest jednak to, by każdą nawet najbardziej zaskakującą sytuację obrócić w żart i potraktować ją w sposób zabawny. Oczywiście show ma swój scenariusz i poukładaną dramaturgię, ale stanowi to wyłącznie podporę. Reszta to jedna wielka improwizacja. Mi wielką radość sprawia wychodzenie ze sztuką do ludzi, na ulice, bo za każdym razem jest inaczej – zdradza ekwilibrysta.
Prawdziwym zaskoczeniem okazała się austriacka grupa „Irrwisch Theater”. „Mudjumping”, pełna humoru i ciepła opowieść o przyjaźni trzech wagabundów, którzy pomimo biedy potrafią odnajdywać radość we wszystkim, co wspólnie robią, skryta pod cyrkowym namiotem, z uwagi na rześki deszcz, przyniosła łomżyniakom wiele radości. Natomiast drugie show, „Wegenstreits Guests”, zbudowane na szalonej improwizacji i interakcji z ludźmi i otoczeniem, zaskakiwało absolutnie każdego, tak jak za każdym razem zaskakuje samych aktorów.
- Spektakl austriackiego teatru, był bardzo zabawny. Po prostu super! Cały pomysł festiwalu jest według mnie trafiony. Szkoda, że pogoda spłatała figla, ale mimo wszystko bawiłyśmy się świetnie – mówi Joanna, która na Starym Rynku spędzała czas wspólnie z córkami.
Festiwal sztuki ulicznej nie mógłby obejść się bez muzyki, o którą zadbała grupa „Lublin Street Band”, pierwszy w Polsce zespół nawiązujący do najlepszych tradycji ulicznych brass bandów.
Festiwal zaplanowany do późnych godzin wieczornych, który zwieńczyć miał niezwykle widowiskowy pokaz ognia musiał niestety zostać skrócony. Ciemne chmury, kłębiące się nad miastem dały o sobie znać już nie przelotnym deszczem, ale solidną ulewą i błyskawicami. I choć na niektórych twarzach pojawił się cień smutku i rozczarowania, został jednak szybko przegnany wspomnieniami ze słonecznego popołudnia.
Komentarze