Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 08:00
Reklama

Pół wieku minęło, a oni wrócili do szkoły...

Poznajesz? Pamiętasz? Przed wejściem do okazałego budynku I Liceum Ogólnokształcącego w Łomży gęstnieje grupa pań (mają zdecydowaną przewagę) i panów. Poznają, pamiętają, padają sobie w objęcia. Pół wieku temu, w 1968 roku, zdawali na Bernatowicza maturę.

- Aż trudno uwierzyć, ale jakoś wcześniej się nie spotykaliśmy - Jolanta Liberadzka (niektóre nazwiska w tym materiale pojawiają się w wersji "1968", niektóre - "2018"), wtedy Jarnutowska. - Z niektórymi osobami naprawdę przez pół wieku się nie widzieliśmy.

Stąd drobny kłopot, o którym mówią m. in.  Jolanta Liberadzka i Jolanta Klus: czasami trudno jest dopasować twarz, która na pewno jest znajoma - co tam się mogło zmienić przez 50 lat, tylko niektórym panom wyrosły wąsy i minęły włosy - do nazwiska.

- Nie staliśmy w miejscu. Czas też nie. Ale jak już powie: jestem Ania, wszystkie szufladki pamięci sie otwierają - uśmiecha się Jolanta Liberadzka.

Przeszłość powraca. Cześć, Bożenka! Panie się przytulają, całują. Marek Czerwonko wspomaga wspomnienia zdjęciami. Przyniósł duże kserokopie czarno - białych fotografii. Grupa zawadiaków w przebraniach

- My stare łomżyniaki jesteśmy, a tak wyglądał nasz zespół taneczny w strojach Kozaków - mówi Marek Czerwonko.

Zaczyna się wyliczanka: Marek Czerwonko, Marek Długosielski, Marek Wiśniewski, Marek Modzelewski... A ten, to kto? Inne zdjęcie, te sam młode "przystojniaki" na galowo. To już poczet sztandarowy na jubileuszu 350-lecia szkoły. Dochodzą do wniosku, że są szwagrami. Może nie tak dosłownie, ale są... Marek Czerwonko zdradza tajemnicę: Hanka Bielicka, to była moja ciocia, jej mama była z domu Czerwonko.   

Maturzyści z roku 1968. Powinno być około 150 osób.  Zebrało się niespełna 40.

- Niektórych, niestety, już nie ma wśród nas. Do wielu bardzo trudno dotrzeć, bo rozrzuciło nas trochę. Pozmieniały się nazwiska, trudno ustalić telefony i adresy - mówi Jolanta Liberadzka. - Ale trochę się nam udało. Są ludzie z wielu miast, z Kanady, Australii, chyba jest koleżanka z Ameryki Południowej - dodaje Hania Ostrowska.

Wstępne rozpoznawania i obejmowania kończy Jerzy Łuba, dyrektor I LO, zaproszeniem do jednej z klas, Znów w ławkach szkolnych. Nikomu to nie przeszkadza. Dyrektor snuje opowieść co współczesnej szkole - budowach, sukcesach w nauce i olimpiadach, także o trudniejszych chwilach. Szmer przebiega przez salę, gdy mówi jak bardzo ubywa w Łomży uczniów we wszystkich typach szkół. Spacer po piętrach...

- Przecież tu były drewniane podłogi - woła jedna z pań.    

Wrażenie robi gruntownie odnowiona aula. Dla maturzystów 1968 była sala gimnastyczną.

Hania Ostrowska nie przyjmuje określenia "szefowa zlotu".

 - Jestem jedną z osób, które pracowały nad przygotowaniem spotkania. Razem z m. in. Barbarą Bogdańską, Małgosią Oszikinis, Małgorzatą Rawą... Och, Rysiu! Przepraszam, muszę się wyściskać... - przerywa nagle.

Wraca po kilku chwilach.   

 - Pracowaliśmy z Rysiem razem. Były jeszcze Bożenka Świderska. Wanda Kołodziejska - wydłuża listę. Żadnego chłopaka?  - Może by i chcieli, ale 20 lat wcześniej - uśmiecha się Hania Ostrowska.

Scena w auli i prowadzące na nią schody to idealne miejsce do zbiorowej fotografii. Ale jest dużo emocji  i nie wszyscy ustawiają się grzecznie. W końcu jest portret "Maturzyści 1968". Zostawiają w szkole jeszcze jedną pamiątkę. Na półpiętrze klatki schodowej jest specjalne miejsce. Kilka roczników zostawiło już tam swoje specjalne tablice po rocznicowych zjazdach. Dochodzi jeszcze jedna. Ze słowami Lwa Tołstoja: "Nauka to pokarm dla rozumu". Jest komu poprowadzić modlitwę i poświęcić tablicę. Jeden z absolwentów to ksiądz.

- Powołanie pojawiło się jeszcze w szkole podstawowej, w liceum się umacniało. Po prostu cały czas widziałem siebie w miejscu, za którym tęskniłem. I tak minęły już 43 lata wielkiej łaski, jakiej doświadczam - mówi ksiądz prałat Józef Rutkowski, obecnie pełniący duszpasterską posługę koło Łochowa w diecezji warszawsko - praskiej. - Dziękujmy Bogu za łaskę rozumu, który tu zdobywaliśmy przez cztery lata zanim wyruszyliśmy do naszych zadań życiowych - modli się z kolegami.

Jeszcze trochę spaceru. Ewa Konieczna przyjechała z Kanady, z Toronto.

- Wyjechałam z Polski szarej. Teraz jest zupełnie inaczej, dzieci uwielbiają tu przyjeżdżać, choć mieszkać raczej by nie chciały - gdy mówi, nie ma śladu obcego akcentu.                                            

To już zupełna kokieteria, gdy prosi, aby na zdjęciach nie pozostawiać zmarszczek ani zbytecznych kilogramów. Ma figurę nastolatki, a na twarzy raczej wiele emocji i wrażeń niż zmarszczek. Znakomicie wygląda większość uczestniczek spotkania. U panów trochę więcej widać czego przybyło, a czego ubyło.

Dobiega końca szkolna część zjazdu rocznika "Matura 1968". Dalszy ciąg będzie w "akademiku" PWSIiP. Zapraszają serdecznie, ale może lepiej, żeby byli już tam sami. Młodość musi przecież się wyszumieć...              



Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama