III Wiosenny Koncert Gwiazd to specyficzny rodzaj przeżycia artystycznego. Szansę wypróbowania swoich talentów otrzymują w nim postacie życia publicznego Łomży i Ziemi Łomżyńskiej, które zajmują się zawodowo zupełnie innymi dziedzinami niż sztuka. I gdy prezydent Mariusz Chrzanowski powitał widzów i zachęcił do datków na rzecz łomżyńskiego Hospicjum, a potem wybrzmiały takty muzyki Mozarta do "Wesela Figara", scena należała do nich.
Najbardziej do Jacka Piorunka, wiceprzewodniczącego Sejmiku województwa, który wodził smyczkiem po strunach skrzypiec od początku do końca koncertu. Na tyle dyskretnie, że nikt się nie zorientował czy gra to samo, co pozostali skrzypkowie.
Przede wszystkim miło nam jednak poinformować, że wśród nowych zjawisk scenicznych odkrytych tego wieczoru, była Marlena Siok, podpora redakcji Grupy Medialnej Narew. Otrzymała jednak do ręki instrument - bębenek - zupełnie nieodpowiadający wielkości talentu artystki. Tercet perkusyjny tworzyli wraz z nią Maria Tocka z trójkątem i Wawrzyniec Kłosiński ze znacznie większym bębnem. Wszyscy stukali w instrumenty, gdy orkiestra grała Johanna Straussa "Morgenblatter Walc".
Starosta Elżbieta Parzych i jej zastępca Lech Szabłowski zaproponowali folkowy liryczny duet "Koło mego ogródeczka", który jednak skończył się mało lirycznie pod pierzyną (w warstwie tekstowej).
O mały włos jeszcze bardziej romantycznie stałoby się za sprawą "Jarzębiny czerwonej" w wykonaniu dwóch trzecich prezydium Rady Miejskiej Łomży, czyli wiceprzewodniczących Alicji Konopki i Janusza Mieczkowskiego wspartych przez Dariusza Wójcika (zawodowy śpiewak w takich okolicznościach to koło ratunkowe, czasami potrzebne, a czasami nie). Na szczęście nadmiar sentymentalizmu i ekologii został rozbrojony rżnięciem tytułowej jarzębiny ręczną piłką.
Bomba na scenie (choć jeszcze bardziej na widowni) wybuchła za sprawą duetu raperów "Proboszczo" i Architekto", czyli księdza Andrzeja Godlewskiego z parafii Krzyża Świętego i architekta Janusza Ramotowskiego. Nie wiedzieć czemu ich gangsterski rap poderwał do pląsów przede wszystkim poseł Bernadetę Krynicka i zastępcę prezydenta Łomży Agnieszkę Muzyk, a dopiero potem wszystkich pozostałych.
Otulali widzów muzyką potem filharmonicy i Strauss, Dariusz Wójcik i "Prześliczna wiolonczelistka" Edyta Moskwa, Krzysztof Kajko, szef Banku Spółdzielczego w Kolnie, który wsparł rodzimy sektor finansowy satyryczną pieśnią o zachodnich bankierach. Zdemaskowali się ważni ludzie łomżyńskiej oświaty Maciej Listowski i Wojciech Kowalik, bo okazało się najpierw, że za gorąco im w perukach (a bez peruk chwilami łyso), w dodatku mają, zupełnie jak "Czerwone Nosy", przepraszam - "Gitary", wiele obaw przed maturami.
Na przerwę odprowadzili widzów dwaj mężczyźni mundurach. Jan Jarota, znany jako uosobienie łagodności, tym razem poskramiał twardą ręką rumaka ze sklejki. Drugi ułan, poseł Lech Antoni Kołakowski, okazał się człowiekiem nieustraszonym. Najpierw wykonał skok ze sceny - telemark wymaga jeszcze dopracowania - a potem poderwał "spod okienka" niejaką Zosię, postrach wszystkich polskich ułanów.
Po krótkim odpoczynku Dariusz Wójcik wyśpiewał odę do "Bab" i się doigrał, ponieważ na scenę wyszła w zielonych tiulach poseł Bernadeta Krynicka, czyli "Rudy rydz".. Biednemu śpiewakowi nic nie dało nawet straszenie jej nożykiem.Znacznie bezpieczniej mógł się poczuć przy Agnieszce Muzyk, która zachęcała go, żeby "Powrócił tu" na nadnarwiański brzeg i po wcześniejszych gangsterskich harcach była bardzo łagodna.
Rockowy przerywnik zaprezentowali Krzysztof Zemło, dyrektor MDK-DŚT i jedna z wokalnych nadziei tej placówki Ula Sulkowska. A potem już wszelkie nadzieje przepadły. Miłością napoili siebie nawzajem i widzów Alicja Konopka i Wiesław Grzymała, czyli także dwie trzecie prezydium Rady Miejskiej. Dołączyli do nich również inni radni, ale na szczęście, na scenie nie było kworum, a zatem uchwały "Usta milczą, dusza śpiewa" oraz "La Bamba" nie będą prawem obowiązującym w Łomży.
Wielkim finałem stało się "My z Łomży" w wykonaniu wszystkich gwiazdorskich uczestników koncertu oraz filharmoników Jana Miłosza Zarzyckiego.
Komentarze