Łukasz Korwin realizuje go z inicjatywy i za fundusze m. in. Ministerstwa Obrony Narodowej i fundacji im. Kazimierza Wielkiego.
- Narodowe Zjednoczenie Wojskowe było po Akcji Burza i rozwiązaniu AK najpotężniejszą organizacją walcząca z Sowietami - mówi reżyser.
Film ma być rzetelnym świadectwem tego, co robili ludzie dla których "Ojczyzna była ważniejsza niż życie", a z których dziesiątki lat propagandy robiły wyłącznie "czarne charaktery" albo skazywały na całkowite zapomnienie. Dokument Łukasza Korwina zawierać będzie rozmowy z nielicznymi już uczestnikami wydarzeń, żołnierzami NZW wywodzącymi się z Narodowych Sił Zbrojnych i Narodowej Organizacji Wojskowej. Jest wśród nich np. Bronisław Karwowski, którego kilka lat temu mieliśmy zaszczyt gościć w cyklu "Na Starym Rynku" Telewizji Narew czy Zdzisław Witkowski.
Łukasz Korwin zjechał z ekipą nad Narew nie tylko z powodu wymarzonych plenerów, ale może nawet bardziej za sprawą ludzi. W Dariuszu Syrnickim, pasjonacie i badaczu historii, znalazł nieocenione źródło informacji o czasach i ludziach, a także ogromną pomoc organizacyjną i... aktorską.
Sportowiec-karateka, historyk tym razem występuje jako furman. Powozić nauczył się od dziadka i bez problemów radzi sobie z koniem ciągnącym wóz pełen żołnierzy.
To jedna ze scen rejestrowanych nad Narwią, u stóp Skansenu Kurpiowskiego. nadrzeczną drogą, w pobliżu wioski z lat 40. ubiegłego wieku (to skansenowskie chaty) oddział partyzantów przejeżdża z jednego miejsca zakwaterowania w inne. Cztery furmanki, mundury, broń, konni zwiadowcy. To bardziej prawda filmowa niż odtwarzanie rzeczywistych wydarzeń. Nawet, gdy w Konopkach Chudych koło Jedwabnego inscenizowana jest scena odbijania więźniów UB i milicji przez partyzantów.
Jak mówi Kazimierz Polkowski ze wsi Obrytki, syn Bolesława "Kruka", do takiej akcji rzeczywiście doszło w październiku 1945 roku, ale po innej stronie Jedwabnego, na drodze do Przytuł. Dwie grupy partyzanckie uwolniły aresztowanych żołnierzy NZW. Miało tam m. in. dojść do zatrzymania tankietki pociskiem z pancerfausta. I tankietka jest w Konopkach Chudych.
Ale w tym przypadku nie chodzi o historię "jeden do jednego". Jak wyjaśnia reżyser Łukasz Korwin, chodzi o klimat, realia tamtych czasów. Dlatego Nowogród i skansen. Dlatego Konopki z rzadkim obecnie fragmentem brukowanej drogi.
- Reżyser był bardzo zadowolony, chociaż nie dopisała pogoda. Ale w Nowogrodzie udało się zrealizować kilka ważnych i ciekawych scen - mówi Dariusz Syrnicki.
Nie tylko przyjazd furmanek, ale także to , co działo się w wiejskich chatach. Od opatrywania rannych (byli też zabici w białych koszulach z makabrycznie czerwonymi plamami) po potańcówkę.
Wśród najwszechstronniejszych "aktorów" filmu niewątpliwie były Iwona Parapura z Warszawy i Ewa Osłowska z Ostrołęki. Obie należą do grup rekonstrukcyjnych o tak trafiły na plan. Iwona w skansenie była "babą ze wsi", Ewa - sanitariuszką, na tańcach - tancerkami, następnego dnia pod Jedwabnem - więźniarkami odbitymi przez partyzantów.
- Niewygody są nieważne jeżeli mamy okazję wziąć udział w czymś tak ważnym - mówią zgodnie.
Na planie przeważają członkowie grup rekonstrukcyjnych. Jest Ostrołęka, Elbląg, Warszawa , oczywiście Łomża ze Stowarzyszenia Narodowych Sił Zbrojnych, ale nie tylko. Najmłodsze pokolenie "partyzantów" to działacze łomżyńskiego ONR, m. in. Tomasz Chojnicki i Jakub Dziekoński.
- Udało się nam zgromadzić fantastyczną ekipę z różnych ośrodków. Reżyser był bardzo zadowolony - mówi Dariusz Syrnicki, który miał duża rolę w organizacji zdjęć w okolicach Łomży
Okazała blizna przecina twarz Grzegorza Wołoszczaka z Elbląga.
- Przed zdjęciami wybrałem się w Łomży na dyskotekę - żartuje. To tylko charakteryzacja.
- Gdybyśmy chcieli pokazać nasze historie wojenne i te powojenne jak Amerykanie swój Dziki Zachód, polska kinematografia miałaby roboty na 100 lat - mówi.
Tymczasem jednak musi wystarczyć godzinny dokument z fabularyzowanymi wstawkami. Premierę obrazu "Narodowe Zjednoczenie Wojskowe - do końca wierni Polsce" Łukasz Korwin zapowiada na listopad.
Komentarze