Sprawy jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), sposobu finansowania partii politycznych oraz korzystnego dla podatników rozstrzygania wątpliwości prawnych nie obchodzą zdecydowanej większości mieszkańców naszego kraju. W zarządzonym jeszcze przez prezydenta Bronisława Komorowskiego referendum z tymi kwestiami udział wzięło zaledwie 7,8 procent uprawnionych do głosowania Polaków.
Aby wyniki miały moc wiążącą dla innych organów państwa, frekwencja musiałaby przekroczyć 50 procent. Według oficjalnych danych ogłoszonych dosyć szybko przez Krajową Komisję Wyborczą, do lokali wyborczych pofatygowało się 7,8 procent uprawnionych. Najlepiej w tej mizerii wypadł Wrocław ze wskaźnikiem blisko 10 proc. Wśród najgorszych znalazły się natomiast Łomża i Suwałki. W pięciu powiatach Ziemi Łomżyńskiej frekwencja został wyliczona na 6,18 proc. (nieco ponad 15 tysięcy na blisko 250 tys. uprawnionych), na Suwalszczyźnie - na 6,38 proc. Nieco tylko aktywniej zachowali się wyborcy w okręgu białostockim - 7,65 proc.
Z podliczenia odpowiedzi na poszczególne pytania wynika, że w referendum wzięły udział osoby o bardzo zdecydowanych poglądach. Za JOW-ami opowiedziało się blisko 80 procent uczestników, "NIE" dla finansowania partii politycznych z budżetu państwa powiedziało około 85 proc., a ponad 90 procent chce korzystnego dla podatników rozstrzygania wątpliwości.
Wyniki referendum w tej sytuacji mogą stanowić jedynie jakąś wskazówkę do rozważenia dla Sejmu, Senatu i pozostałych instytucji życia publicznego w Polsce.
Komentarze