Tworzeniem chorągwi zajmował się rotmistrz, człowiek bardzo zamożny, który wyszukiwał sobie porucznika, by zamiast niego dowodził chorągwią w polu. Rotmistrz musiał wyłożyć dużą sumę pieniędzy za trębaczy, felczera, groty do kopii, dwubarwne półtorametrowej długości proporce i poczęstunek dla husarzy. Rotmistrzem chorągwi Zygmunta Zbierzchowskiego był królewicz Aleksander, młodszy syn króla Jana III Sobieskiego, który miał zaledwie 6 lat, a środki finansowe na utworzenie chorągwi pochodziły zapewne ze szkatuły królewskiej. Fakt ,że na dowódcę tej chorągwi wybrano Zygmunta Zbierzchowskiego, świadczy o jego zdolnościach przywódczych i walecznej postawie, których dowody już dawał wiele razy w wielkich bitwach z Turkami na kresach południowo-wschodnich ówczesnej Rzeczypospolitej. Jan Wimmer, historyk i wybitny znawca problematyki tureckiej pisał: „Nie sposób tu wymienić wszystkich zdolnych rotmistrzów tego czasu oraz wielu wybitnych poruczników, jak np. Aleksander Polanowski dowodził chorągwią husarską króla Jana III Sobieskiego, lecz w czasie marszu pod Wiedeń zastąpił go Andrzej Modrzewski, podskarbi nadworny. Mikołaj Złotnicki, cześnik poznański dowodził chorągwią husarską królewicza Jakuba Sobieskiego ( starszego syna króla ). Zygmunt Zbierzchowski dowodził chorągwią husarską królewicza Aleksandra, a więc trzecią w hierarchii ważności chorągwią. Wynika z tego, że Zygmunt Zbierzchowski był osobą zaliczaną do czołówki dowódców chorągwi husarskich w Polsce.
Husaria była to ciężkozbrojna jazda, uważana za najlepszą jazdę w ówczesnej Europie. Zapoznajmy się z nią; jak wyglądała, jak była uzbrojona, bo nią miał dowodzić Zygmunt Zbierzchowski w bitwie pod Wiedniem.
Husarz był uzbrojony w długą kopię, sięgającą 5,5 metra, by przewyższyć piki, którymi bronili się piechurzy atakowani przez jazdę. Kopie wykonywano z kruchej i lekkiej osiki, drążono wewnątrz, a na końcu mocowano długi i ostry grot. Na zewnątrz kopię wzmocniono żelaznymi prętami, tzw. wąsami, by jej nie można było przeciąć szablą. Bardzo często kopie oplatano rzemieniem, nasycono smołą i barwiono na odpowiedni kolor. Do grotu przyczepiono dwukolorowy proporzec tak długi, iż jego końce w pozycji pionowej musiały sięgać końskiego ucha. Kopie były mocne na tyle, by przepić zbroje nieprzyjaciela i jednocześnie tak kruche, by złamane nie szarpnąć husarza w siodle. Najczęściej po pierwszym ataku skruszone kopie odrzucano i wyciągano przytroczonego do siodła koncerza. Była to długa, ponad półtorametrowa broń, wąska i spiczasto zakończona, która łatwo przedostawała się ostrzem między pierścieniami kolczugi. Służyła do przebijania przeciwnika. Husarz miał także dwa pistolety, które w olstrach były przytroczone do szyi konia. Ponadto husarz, jak każdy szlachcic miał szablę przy boku. Szabla miała rękojeść z tzw. paluchem, czyli pierścieniem na kciuk dla lepszego i mocniejszego uchwytu, była lekko łukowata z rozszerzanym końcem. Na sobie miał husarz karacenową, złożoną z łusek metalowych naszywanych na sukienno – skórzany kaftan. Zbroja ta chroniła pierś i plecy, a ręce chroniły odrębne zbroje ochronne z nałokietnikami i karwaszami (żelazne naramienniki) ułatwiające rycerzom odpowiednie ruchy rąk. Zbroja ta dość dobrze chroniła husarza przed cieciem z białej broni, kuli pistoletów czy janczarek. Dla zbroi tej był tylko groźny wielkokalibrowy muszkiet, z którego pocisk wystrzeliwano nie z większej odległości niż sto kilkadziesiąt metrów. Głowę husarza chronił hełm, a twarz tzw. nosal, czyli przygięta metalowa sztabka biegnąca przez środek lica. Poza tym husarz miał jeszcze skrzydła z piórami, które miały chronić przed zarzuceniem lassa, stosowanego przez jazdę turecką. W trakcie jazdy, głównie szarzy pióra skrzydeł wydawały wielki świst, który wpływał negatywnie na morale przeciwnika i płoszył konie tureckie, nie będące do niego przyzwyczajone. Na wierzch zbroi, na ramiona wkładano skóry lamparcie, rysie, lwie, tygrysie, a mniej zamożni rycerze wilcze lub niedźwiedzie.
Bardzo ważnym elementem husarii były konie, które dobierano ze szczególną starannością, bardzo często ze wschodnimi rodowodami, ale bardziej rosłe i silne, po paru pokoleniach wychowane w Polsce. Były one bardzo dobrze ujeżdżane, rozumiały każdy rozkaz swego pana i co najbardziej istotne, umiały z miejsca ruszać galopem, by po paru susach przechodzić w cwał. Szybkość i wytrzymałość koni husarskich były jednym z atutów tej broni. Każdy husarz dbał o swojego konia, według zasady: „Koń, panna i wino wielkiego ochędóstwa potrzebują”. Poza tym husarz miał pocztowych, czyli żołnierzy towarzyszących, uzbrojonych w muszkietery i łuki, z których oddawano 12 strzałów na minutę.
Reprezentowało się to wojsko wspaniałe i stanowiło wielką siłę uderzeniową. Włoski podróżnik pisał o polskiej husarii: „Jest to jazda, jakiej nie ma na świecie, żywności jej i przepychu bez widzenia własnymi oczami pojąć nie podobna”. Myślę, że opis ten wzbudził na tyle wyobraźnię czytelnika, by mógł odtworzyć sobie wygląd chorągwi husarskiej królewicza Aleksandra, którą dowodził rodak z Rzekunia – Zygmunt Zbierzchowski”.
Opr. Joanna Osińska
Dowiedz się więcej o udziale naszych w bitwie pod Wiedniem
Komentarze