Dwaj łomżyńscy motoparalotniarze, podczas wieczornych treningów, postanowili przetestować loty z flarą (rakietą sygnalizacyjną, paląca się na czerwono). Jeden z zaniepokojnych obywateli miasta zaalarmował służby mundurowe twierdząc, iż paralotnia lecąca po łomżyńskim niebie zapaliła się i spadła. Wskazał także dokładną lokalizację: rejon ul. Rybaki. Na miejsce natychmiast wyruszyła policja oraz straż pożarna. Okazało się, iż zgłoszenie było bardzo nieprecyzyjne i niepotrzebne.
-Robiliśmy testy i trening przed zawodami. Któryś z mieszkańców Łomży zauważył że paralotnia szybkoobniża lot i w dodatku mocno dymi. Lataliśmy jeszcze ze 3 minuty lądując spokojnie na łąkach nad Narwią, naprzeciwko bulwarów. Po 20 minutach przyjechała policja i straż. Okazało się że ktoś zadzwonił i poinformował że zdarzył się nad Łomża wypadek lotniczy. Rozbawił mnie i bardzo zaskoczył przyjazd policji i straży oraz naszych kolegów pilotów, którzy usłyszeli o zdarzeniu. Cieszę się, że ktoś się martwi i troszczy o nasze bezpieczeństwo. Na szczęście alarm był niepotrzebny- relacjonuje pilot Adam Pupek.
Sytuacja obserwowana z ziemi przez osobę niewtajemniczoną rzeczywiście mogła przyprawić ją o grozę i przerażenie. Mimo, że nic złego się nie stało warto jednak docenić czujność i szybkość reakcji zarówno mieszkańców Łomży, jak i służb mundurowych. Całe szczęście, że zdarzenie to tylko i wyłącznie przestroga na przyszłość.
- Zapewniam łomżyniaków, że jeśli następnym razem będę puszczał flary dymne i świetlne, to z pewnością wcześniej o tym poinformuję. Z resztą takie zalecenie dostałem od strażaków aby nie doszło po raz kolejny do takiej sytuacji- dodaje posłusznie Adam.
- Marlena Siok | Narew.info
Komentarze