Ełkaesiacy źle rozpoczęli trzecioligowy sezon 2017/18. W pierwszych trzech meczach zdołali wywalczyć zaledwie jeden punkt. W czwartym spotkaniu również można było się spodziewać, że o poprawę tego dorobku będzie niezwykle trudno. Zespół Drwęcy to bowiem najlepsza ekipa poprzedniego sezonu III ligi, która jednak nie dostała licencji na grę w wyższej klasie rozgrywkowej. I już pierwsze minuty pojedynku odbywającego się na boisku w Nowym Mieście Lubawskim pokazały, że to gospodarze są faworytem tego spotkania. Łomżanie przez pierwsze 30 minut skupili się wyłącznie na obronie. Miejscowi szukali różnych sposobów na pokonanie bramkarza ŁKS-u, Pawła Lipca, ale ten nie dał się pokonać. Po pół godzinie gry spotkanie zaczęło się wyrównywać. Do głosu zaczęli dochodzić coraz śmielej grający ełkaesiacy. Niestety w 38. minucie przydarzył im się poważny błąd w defensywie. Zawodnicy z Łomży nie zdołali upilnować szarżującego przed polem karnym obrońcy Pawła Kowalczyka, który po minięciu kilku rywali płaskim strzałem zdołał umieścić piłkę w siatce. Nie mający nic do stracenia przyjezdni od razu rzucili się do odrabiania strat i tuż przed przerwą mogło być 1:1. W dogodnej sytuacji znalazł się Rafał Maćkowski, ale mając przed sobą tylko golkipera Drwęcy uderzył nieczysto i piłka trafiła tylko w słupek.
W drugiej odsłonie goście próbowali prowadzić grę i stwarzać sobie kolejne okazje do zmiany wyniku. Mądrze grający w defensywie zespół gospodarzy bardzo długo nie dopuszczał rywali do swojej bramki, a sam kilka razy wyprowadził groźne kontry. Łomżanie sposób na rozmontowanie obrony Drwęcy znaleźli dopiero w końcówce spotkania, kiedy to trzy razy byli bliscy celu. Najpierw wprowadzony po przerwie Michał Tarnowski mając przed sobą pustą bramkę oddał zbyt lekki strzał i jeden z obrońców zdołał wybić fubtolówkę z linii bramkowej. Chwilę później znakomite podanie z lewej strony boiska przed samą bramkę gospodarzy otrzymał Maćkowski, ale ponownie uderzył niedokładnie i piłka minęła spojenie słupka z poprzeczką. Ostatnią bardzo dobrą szansę zmarnował brazylijski stoper Melao, który po rzucie rożnym z bliskiej odległości głową trafił w ofiarnie interweniującego obrońcę. Niedługo po tej sytuacji zabrzmiał ostatni w tym meczu gwizdek sędziego.
- Przewidywałem, że może to być spotkanie na 1:0. Kto pierwszy strzeli bramkę ten wygra. I tak też się stało – powiedział po meczu trener ŁKS-u, Krzysztof Ogrodziński – Szkoda, bo nie byliśmy dzisiaj gorszym zespołem od przeciwnika. W końcówce mieliśmy kilka szans na zmianę rezultatu i nawet gospodarze po spotkaniu mówili, że remis byłby sprawiedliwym wynikiem. Niestety ciągle brakuje nam skuteczności i trochę szczęścia pod bramką rywali. Ale wierzę, że w kolejnych meczach powinno być lepiej – dodał szkoleniowiec.
Szansę na przełamanie łomżanie mieli już cztery dni po meczu w Nowym Mieście. W 5. kolejce gościli bowiem beniaminka trzecioligowych rozgrywek, Tura Bielsk Podlaski, który w czterech pierwszych meczach zdobył 3 oczka. Od początku widać było, że gospodarze będą chcieli zrobić wszystko, żeby zainkasować w tym spotkaniu komplet punktów. Już w 2. minucie dobrym dośrodkowaniem z lewej strony popisał się Damian Gałązka, ale Michał Sadowski będąc w dogodnej sytuacji oddał niecelny strzał głową. Wydawało się, że ełkaesiacy zdominują rywali i przez większość czasu będą przebywać na ich połowie stwarzając kolejne sytuacje. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Bielszczanie byli bardzo dobrze zorganizowani w defensywie i w pierwsza połowa toczyła się głównie w strefie środkowej boiska. Dopiero tuż przed przerwą gospodarze po stałych fragmentach gry dwa razy zagrozili bramce Tura. Najpierw błędu bramkarza nie wykorzystał Daniel Kacprzyk i przy próbie uderzenia z 5 metrów został zablokowany, a później po rzucie wolnym z dystansu uderzał Rafał Maćkowski, ale piłka minimalnie minęła słupek bramki rywali.
Po zmianie stron piłkarze ŁKS-u w dalszym ciągu dążyli do zmiany wyniku i ich akcje były coraz groźniejsze. Dobre okazje w pierwszych minutach mieli Gałązka oraz Świderski, ale Patryk Sidun nie dał się pokonać. W 68. minucie golkiper Tura nie miał jednak nic do powiedzenia. Znakomitym prostopadłym podaniem popisał się młody Michał Kaput. Piłka trafiła do wchodzącego w pole karne Michała Sadowskiego i napastnik gospodarzy pewnym uderzeniem umieścił piłkę w bramce. Od tego momentu mecz bardzo się otworzył i akcje przenosiły się bardzo szybko od jednego do drugiego pola karnego. Niestety jak na lekarstwo było klarownych sytuacji pod obiema bramkami, nie mówiąc o precyzyjnych strzałach. Dużo było za to nieuporządkowanej gry i niecelnych zagrań. Na szczęście dla gospodarzy z tego chaosu nic złego nie wyszło i to łomżanie mogli cieszyć się z pierwszych w tym sezonie trzech punktów.
- Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa, bo przed meczem wszyscy byliśmy pod dużą presją. Wierzę, że teraz będzie nam łatwiej jeśli chodzi o zdobywanie bramek i punktów w kolejnych spotkaniach – ocenił trener Ogrodziński.
Dzięki tej wygranej ŁKS awansował na 13. miejsce w tabeli. W następnej kolejce będzie miał spore szanse na kolejny komplet punktów, bowiem zmierzy się na wyjeździe z najsłabszą ekipą ligi, mającym na koncie pięć porażek GKS-em Wikielec. To spotkanie zaplanowano na sobotę, 2 września o godz. 16.00.
(db)
Komentarze