Strażacy, którzy przyjechali dwoma wozami, oszczędzają mieszkańcom dźwiękowego alarmu, ale i tak w kilka chwil rozchodzi się wieść, że "coś się dzieje". Błyskające w mroku na niebiesko stroboskopowe lampy, zastępy strażaków z poważnymi twarzami, ich specjalne kombinezony. Wszystko świadczy o powadze sytuacji.
Mija kilkanaście minut. Grupa strażaków wychodzi z drugiej klatki krótszego "ramienia" bloku mającego kształt litery "L". Dowódca akcji rozmawia ze zwierzchnikami przez radiotelefon. - W tym budynku jest gaz ziemny. Sprawdziliśmy dokładnie, żaden czujnik nawet nie drgnął - melduje.
W rozmowie potwierdza podejrzenia: gaz. Ktoś z mieszkańców poczuł w piwnicy woń ulatniającego się gazu i wezwał strażaków. Po niedawnej tragedii w Świebodzicach taki sygnał brzmi bardzo, bardzo poważnie.
- Nasze urządzenia są bardzo czułe, a żadne nic nie wskazało - wyjaśnia.
Policjanci odjeżdżają pierwsi. Po kilku minutach także dowódca strażaków zarządza powrót do komendy.
Głupi żart? Raczej nie - uważają strażacy. Pewne przewrażliwienie ostatnich wydarzeniach? Może. Ale i tak lepiej być nadmiernie czujnym niż potem żałować.
Komentarze