Proces czterech uchodźców z Czeczenii, który przed białostockim sądem toczy się od jesieni 2016 roku, wchodzi decydującą fazę. Przypomnijmy, że akt oskarżenia wobec całej czwórki dotyczy m. in. działania w zorganizowanej grupie przestępczej, gromadzenia pieniędzy (9 tysięcy euro) na działania terrorystów z ISIS, zakupy sprzętu militarnego, rekrutowania najemników na wojnę w Syrii, a także zorganizowania w Białymstoku operacji bojownika rannego w podczas walk w tym kraju.
Dowody zgromadzone głównie przez ABW, stanowiące podstawę oskarżenia, wydawały się początkowo bardzo przekonujące. Jak jednak relacjonuje PAP i białostockie media, zaczęły się „sypać”, gdy sąd postanowił uważniej przyjrzeć się zapisom podsłuchanych rozmów telefonicznych oskarżonych. Okazało się, że były tłumaczone na rosyjski, potem na polski nie przez tłumacza przysięgłego. Sąd zlecił nowe tłumaczenie, zgodne z wymogami formalnymi i wtedy okazało się, że obie wersje istotnie się od siebie różnią. Z jednej można wnioskować o nielegalnych działaniach oskarżonych, a z drugiej wcale to nie wynika. Zarządzone zostało w związku z tym dodatkowe przesłuchanie tłumacza.
Wątpliwości pogłębiły jeszcze zeznania eksperta od spraw czeczeńskich, który stwierdził, że finansowe zbiórki mogły służyć nie ISIS, ale bojownikom o niepodległą Czeczeńską Republikę Iczkerii.
Tak mocne podważenie kluczowych dowodów stało się podstawą wniosku jednego z obrońców o zwolnienie z aresztu najstarszego z oskarżonych, ojca szóstki dzieci, który podczas kilku lat mieszkania w Łomży cieszył się nienaganną opinią. Sąd przychylił się do wniosku pod warunkiem, że wpłacone zostanie poręczenie majątkowe w wysokości 10 tys. złotych, ale dodatkowo zastosowany ma być wobec Czeczena zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny. Prokuratura natychmiast zareagowała zaskarżeniem decyzji sądu.
Komentarze