Mąż wojenny
O Zygmuncie Zbierzchowskim (choć czasem pojawia się także pisownia: Zwierzchowski) pisze m. in. Hanna Widacka: "Zygmunt Zbierzchowski, pieczętujący się herbem Grzymała, trzeci syn podczaszego łomżyńskiego, doszedł do godności chorążego łomżyńskiego (1676), potem podkomorzego oraz – jak relacjonował heraldyk Kasper Niesiecki w Herbarzu polskim – „komissarza do hiberny i deputata do boku królewskiego dla obrady pod wojnę Turecką” (1690). Cieszył się sławą mężnego i doświadczonego w bojach żołnierza, co poświadcza Niesiecki, pisząc: „Mąż wojenny, i w różnych expedycyach już w Polszcze, już w Niemczech, już w Węgrzech doświadczonego męztwa, porucznikował usarskiej chorągwi Dymitra ks. Wiśniowieckiego hetmana koronnego, a potem Alexandra Królewicza, a pod Wiedniem gdzie była najpotężniejsza Turecka partya, tam z chorągwią swoją natarł, i fortunnie ją złamał; w r. 1687 w kilka tysięcy wysłany pod Kamieniec, wszystkie zboża Turkom popalił, jednych z nich pobiwszy, drugich w niewolę zabrawszy”.
Syn podczaszego wszedł do historii podczas wydarzenia, które było jednym z decydujących o kształcie Europy. W niezrównany sposób opisuje to Radosław Sikora, autor licznych książek, m. in. o polskiej husarii. Oto obszerne fragmenty pracy, która można znaleźć na portalu historycy.org.
"Gdy 21 stycznia 1683 „pełne blasku buńczuki monarchy” tureckiego zostały wyniesione i wystawione przed „Bramę Szczęścia” w Adrianopolu, cała Europa wstrzymała oddech. Był to znak rozpoczynającej się wojny. Tym razem celem Imperium Osmańskiego było Cesarstwo z jego stolicą. Na jego ratunek pospieszyły dziesiątki tysięcy żołnierzy z państewek niemieckich i z Polski. Na czele sił koalicyjnych stanął polski król, pogromca Turków, Jan III Sobieski. Odsiecz wiedeńska i bitwa pod Wiedniem 1683 r., to olbrzymia operacja wojskowa, której kulminacyjnym punktem była szarża ok. 20 tys. jeźdźców polskich i cesarsko-bawarskich; szarża, która przełamała i zegnała z pola wojska najeźdźcy. Pełnym w niej blaskiem zajaśniało ok. 3000 husarzy polskich, którzy przodowali reszcie kawalerii. (...) Celem tego rozdziału nie będzie jednak opisanie owej słynnej szarży. Postawiliśmy sobie zadanie znacznie skromniejsze. Poniżej zajmiemy się samotnym bojem chorągwi husarskiej królewicza Aleksandra; bojem, który poprzedził tamtą wielką szarżę. (...) O ile źródeł i opracowań operacji wiedeńskiej jest multum, o tyle opisów samej szarży chorągwi husarskiej królewicza Aleksandra nie ma zbyt wiele. Nic w tym dziwnego, gdyż był to tylko jeden z licznych epizodów wielkiej batalii. (...)
Starcie okiem świadka
Wojska koronne uszykowały się na pozycjach wyjściowych do ostatecznego natarcia. Główne siły Polaków stały na zboczach wzgórza Schafberg. Choć teren w tym miejscu wydawał się być dogodny dla działań kawalerii, to jednak dowódcy polscy i sam król wiedzieli, że może to być jedynie złudzenie. (...) Dlatego tak hetman Sieniawski jak i król, postanowili rozpoznać teren przed swoimi wojskami, wysyłając w próbną szarżę po jednej chorągwi husarskiej.
Przechodzimy w ten sposób do szarży chorągwi husarskiej królewicza Aleksandra Sobieskiego. Jej opis zaczniemy od zaprezentowania polskich relacji n.p. Michała Dyakowskiego:
„(...) W tym punkcie przyprowadza chorągiew porucznik, na ten czas [Zygmunt] Zwierzchowski, podkomorzy łomżyński, i mówi do Króla: ‘Przyszedłem tu za znakiem pańskim, czekam dalszego ordynansu WKM’. Król wziąwszy perspektywę [lunetę], a rekognoskując [oglądając] tureckie wojsko mówi do porucznika: ‘Widzisz, Waszeć, tę kupkę, Panie poruczniku?’ Porucznik mówi: ‘O toż to, tam sam Wezyr stoi!’ I znowu Król wziąwszy perspektywę, a przypatrując się mówi: (...) Żebyś mi, Waszeć, Panie Poruczniku, tam w nim kopie skruszył, rozkazuję’. Odebrawszy ten ordynans ustny, porucznik ruszył się na tę imprezę ze swoją jedną chorągwią, złożywszy kopiją w pół ucha końskiego, według reguły i zwyczaju usarskiego, prosto pod samego Wezyra poszedł (...) Turcy widząc tak małą garstkę ludzi, bo ich tylko dwieście było pod tą chorągwią, nic ich nie atakowali, ale im jeszcze miejsca ustępowali i umykali się, gdy widzieli, że pod samego Wezyra szli, rozumiejąc, iż się na turecką stronę przedają [przechodzą]. Jak się tedy pod samego Wezyra podsunęli, tak w ten tłum ludzi, co przy Wezyrze był, uderzyli kopijami, co gdy zobaczyli Turcy tak, jak gdyby kto w ul pszczół uderzył, rzucili się na tę jedną chorągiew to z dżydami [dzidami], to z szablami, to ze strzelbą Turcy. Oni zaś jak się tam salwowali, już nie mogliśmy rozeznać dla wielkiego tumanu prochów, który jak osiadł, to też widzieliśmy, że kiedyś niekiedyś błysnęła się chorągiew, która była w pół czarna z źółtogorącą kitajką, na niej orzeł biały. W ten czas zaś, gdy widział Król, że już Turcy na nich wsiedli i nic ich widać nie było, tylko tuman nad niemi, dobył drzewa Krzyża św. (...) żegnał ich, mówiąc te słowa: ‘Boże Abrahama, Boże Izaaków, Boże Jakubów, zmiłuj się nad ludem twoim’. Po tym osobliwszą protekcyją Matki Najświętszej, a cudem prawie Bożym, z pośrzodka tak wielkiej tłuszczy ludzi salwowali się, pod które wojsko, jak się dobrze zbliżyli, Turcy ich opuścili. Otrzepawszy się z kurzawy, przyjeżdża porucznik do króla z tą chorągwią (pod którą zginęło było natenczas kompaniji zacnych i godnych dziewiętnastu, z pocztowych trzydziestu i sześć) i mówi: ‘Podług rozkazu WKM sprawiłem się’. Król odpowiada: ‘Chwała Bogu, że Waszeci Pan Bóg żywo i zdrowo przyprowadził (...)"
Starcie okiem historyka
Spróbujmy teraz, z przedstawionych relacji, ułożyć scenariusz wg. którego przebiegało to starcie. Jan III Sobieski, do rozpoznania terenu przed swoją grupą wojsk, wybrał chorągiew husarską swojego syna Aleksandra. (...) Etatowo, liczyła ona 200 koni (i taką liczbę podał Dyakowski), lecz faktycznie na popisie odbytym 1 VIII 1683, stwierdzono w niej obecność jedynie 149 koni. Dowództwo nad nią sprawował porucznik Zygmunt Zbierzchowski vel Zwierzchowski, podkomorzy łomżyński. (...)
Po przybyciu rzeczonej roty, Jan III Sobieski wydał Zbierzchowskiemu rozkaz przeprowadzenia szarży w kierunku namiotów wezyra Kara Mustafy. (...) Jak już pisaliśmy, akcja ta miała na celu sprawdzenie terenu między oboma wojskami. Dyakowski tego nie rozumiał, stąd jego zaskoczenie tą, zdawałoby się bezsensowną, szarżą. (...) Turcy na widok złożonych „w pół ucha końskiego”, tj. pochylonych do ataku kopii, pierzchli na boki. (...) Muzułmanie usuwali się z drogi husarskim kopiom, wiedząc dobrze, czym grozi spotkanie z nimi. Ich szansą było otoczenie Polaków i uderzenie na nich ze skrzydeł i od tyłu, a nie ścieranie się we frontalnej walce. Nie rozumiał tego pokojowiec Dyakowski. (...)
Powtórzmy. Jazda turecka pierzchała na boki przed husarskimi kopiami. Ci jeźdźcy, którzy nie zdążyli tego uczynić, padali ich ofiarą. Ale jeźdźcy muzułmańscy pierzchali tylko po to, aby uniknąć walk czołowych. Tym razem, szarżowała na nich jedna tylko chorągiew husarska. Żołnierze tureccy najpierw rozstąpili się przed nimi, by zaraz potem rzucić się na nich ze skrzydeł i od tyłu. Wywiązał się krwawy bój. Ale choć Polacy byli wielokrotnie mniej liczni od przeciwnika, choć walka była bardzo zażarta, husarze zdołali się przebić i prowadzeni wciąż przez Zbierzchowskiego, wrócić do własnego wojska. Zadanie swe wypełnili. Pokazali, że szarża w tych warunkach terenowych była możliwa. Szarżę tę przypłacili jednak stratą do 12 towarzyszy i znaczną liczbą pocztowych . Dla chorągwi liczącej sobie 149 koni, była to prawdziwa hekatomba. (...)
Olbrzymie straty, jakie poniosła chorągiew husarska Aleksandra Sobieskiego pokazują, jak niebezpieczny dla kawalerii był atak skrzydłowy, gdzie atakujący używali nie broni palnej, ale lanc, szabel, młotów i toporów. To, że w takich warunkach rota ta nie została całkowicie zniszczona, lecz przebiła się i wróciła do własnej armii, świadczy o wciąż wysokim poziomie wyszkolenia reprezentowanym przez husarię polską".
Radosław Sikora, www.historycy.org
Husaria łomżyńska
- Trudno to sobie wyobrazić ale husaria nie ma w Polsce swojego specjalnego miejsca upamiętnienia. To przecież jedna z najoryginalniejszych i najskuteczniejszych formacji ciężkiej jazdy w historii wojskowości - mówi pasjonat historii Dariusz Syrnicki. - Mamy tak znakomitą postać husarza. Powinien stać się centralną postacią opowieści o polskiej husarii. Zygmunt Zbierzchowski to bohater i symbol. Nie dlatego, że z brawurą zrealizował na rozkaz swego króla niebywale trudne, wręcz samobójcze zadanie, ale dlatego, że z niego powrócił i przyprowadził większość swoich ludzi. Stwórzmy w Łomży pomnik, muzeum, wystawy, rekonstrukcje, wydarzenia poświęcone polskiej husarii.
Artur Filipkowski, szef Grupy Medialnej Narew, dodaje, że tradycje rycerskie i zbrojne Ziemi Łomżyńskiej to także marszałek szlachty łomżyńskiej Kazimierz Pułaski.
- Gdy wkrótce w Orzyszu pojawią się żołnierze amerykańscy aż się prosi mocne przypomnienie bohatera naszych dwóch narodów. Pomnik Kazimierza Pułaskiego na pewno. Jego imię powinien otrzymać most na Narwi. Ten między Łomżą a Piątnicą, obecnie jeszcze bezimienny, albo nowy, który będzie częścią obwodnicy miasta i trasy Via Baltica - podkreśla.
Komentarze