Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 5 listopada 2024 22:38
Reklama

Westerplatczyk z Ziemi Łomżyńskiej [FOTO]

Już niebawem 21 października 2016 r. obchodzić będziemy 100. rocznicę urodzin Westerplatczyka Czesława Dzierzgowskiego. Warto z tej okazji przypomnieć sylwetkę jednego z bohaterów obrony Westerplatte, pochodzącego z Ziemi Łomżyńskiej.
Westerplatczyk z Ziemi Łomżyńskiej [FOTO]

Czesław Dzierzgowski urodził się 21 paź­dziernika 1916 r. w Sulimach (obecnie gmina Nowo­gród). Nie miał łatwego dzieciństwa. Kiedy skończył 3 lata, zmarła mu matka. Wy­chowywał go ojciec i starsze rodzeństwo. Uczęszczał Szkoły Podstawowej w Jankowie. Mimo, że był zdolny, z powodu trudnej sytuacji materialnej, był zmuszony przerwać edukację. W 1937 r. zmarł mu ojciec. Rok później został wcie­lony do 14 Dywi­zjonu Artylerii Kon­nej w Białym­stoku. W lipcu 1939 r. przy­dzie­lony do załogi WESTER­PLATTE, jako amuni­cyjny. Od 1-7 IX 1939 r. brał czynny udział w walce z Niem­cami. Na­leżał do sześcioosobowej ob­sługi jedy­nego działa na Wester­platte. Po rozbi­ciu działa razem z kole­gami zo­stał przydzie­lony na stanowi­sko w rejonie wartowni nr 5, a następ­nie koło daw­nej placówki ''Elek­trownia''. Po kampanii wrześniowej trafił do niewoli w okolicach dawnego Królewca, gdzie z to­warzyszami broni przeżył ponad 5-letni okres poniżania i ciężkiej fizycznej pracy w majątkach nie­mieckich. W maju 1945 r. powrócił do domu, który jako jeden z nielicznych przetrwał wojnę. Tam zajął się prowa­dze­niem gospodar­stwa, które pozostało po rodzicach. W 1949 r. zawarł związek mał­żeński ze Stanisławą Mieczkow­ską. Wspólnie wychowali sześcioro dzieci, dochowując się 17 wnucząt i 15 prawnucząt. W swojej rodzinnej miejscowości cieszył się dużym zaufaniem wśród mieszkańców. Przez ponad 20 lat peł­nił funkcję sołtysa wsi Sulimy. W 1989 r. otrzymał nominację na stopień ppor. w stanie spo­czynku i umundurowanie ofi­cera. Zmarł 21 listopada 2000 r. Jego ciało spoczęło na cmentarzu w Nowogrodzie.

"Dla nas tatuś zawsze był wzorem. Mimo cięż­kiej sytuacji nigdy się nie skarżył, był pracowity, zaradny, zawsze pogodny. Nasze gospodar­stwo nie było zmecha­nizowane, zboże przez wiele lat było koszone kosą. Nie mieli­śmy ciągnika tylko 1 konia, który pracował u nas przez długie lata, aż do swojej starości. Dopiero wtedy, z bólem serca i ze łzami w oczach, tatuś sprzedawał go i kupował innego" – wspominają Czesława Dzierzgowskiego jego dzieci.

Oto kilka wspomnień Czesława Dzierzgowskiego z okresu początku wojny: "Przywieziono nas najpierw do Gdyni i zakwaterowano w 2 Batalionie Strzelców Morskich. Wraz z innymi żołnierzami właśnie stamtąd mieliśmy być wkrótce przerzuceni na Wester­platte. Tak też się stało. Przewożono nas potajemnie małymi grupkami tylko w niedziele. Odbywało się to w ten sposób, że od żołnierzy udających się z Westerplatte do Gdyni na wy­cieczki otrzymywaliśmy ich umundurowania. Dostawali­śmy się na Westerplatte holownikami niby jako tamci. Oni zaś w cywil­nych ubraniach, które zabierali ze sobą w waliz­kach udając się na wycieczkę, wracali na placówkę drogą lą­dową. Wartowni­kowi niemieckiemu, stojącemu blisko miejsca do którego dobijał holownik, stan liczebny żołnierzy opuszczają­cych We­sterplatte i wracających tu, zawsze się zgadzał. Nas zaś na placówce przy­bywało. Nasza obsługa działa znalazła się na Westerplatte 30 lipca. W pierwszym okresie służby na Wester­platte przygoto­wywaliśmy stanowisko ogniowe dla działa oraz wytyczaliśmy cele. Później pełniliśmy służbę przy koszarach. Jeszcze niczego złego nie podejrzewaliśmy. Ale gdy niemiecki pancernik "Schle­swig-Holstein", który przybył tu z wizytą nie odpłynął w plano­wanym terminie spod Wester­platte, zaczął nas ogar­niać niepo­kój. Wia­domo bowiem, jakie były wtedy nastroje wśród Niem­ców.  W noc z 31 sierpnia na 1 września udałem się wraz z kolegą na obchód posterunków. Było cicho jak ma­kiem zasiał. Z obchodu wrócili­śmy do koszar około godziny 4.30 rano. Led­wie zdąży­liśmy się roze­brać, by trochę odpo­cząć, gdy nocną ciszę przerwał wystrzał z pi­stoletu, a potem salwa z dział i broni ma­szynowej. Posy­pał się na nas grad poci­sków. Nikt  nie miał już wtedy wąt­pliwo­ści, że to po­czątek wojny. Nasze działo zaw­sze przedtem wyta­czali­śmy na noc na sta­nowisko ogniowe, ale tej pamiętnej nocy pozo­stało ono w działowni, bo innego roz­kazu nie było. Teraz jednak nad­szedł rozkaz, aby siedem­dzie­siątkę piątkę tam przetoczyć. Ze względu na silny ostrzał mu­sieliśmy ją pchać przez lasek. Drogę torowali nam koledzy wycinając niektóre drzewa. Z tru­dem, ale dotarliśmy na stano­wisko do którego było około 200 metrów. Zaraz otworzyli­śmy ogień, kierując go na budynki po drugiej stronie kanału, z któ­rego Niemcy ostrze­liwali nas z broni ma­szynowej. Po na­szych cel­nych pociskach uciekli. Ale oto nastą­piła dla nas straszna chwila. Właśnie wtedy odłamek poci­sku pancernika uszkodził nasze działo. Nikt z obsługi nie zginął, ale nasza sie­demdzie­siątka piątka nie nada­wała się już do prowa­dzenia ognia. Serce się krajało, że tak szybko została ona wy­elimino­wana z walki. Los obszedł się z nami okrutnie. A wszyscy aż rwaliśmy się do strzelania... Wal­czyliśmy jednak dalej. Ja dono­siłem przeważnie amunicję na stanowiska ogniowe kole­gów. Tak więc dla naszej obsługi działa od razu wszystko za­częło się źle, ale to najgorsze miało dopiero nastą­pić – kapitula­cja, oku­pacja..." – wspominał Czesław Dzierzgowski.

Czesław Dzierzgowski został odznaczony:

SREBRNYM MEDALEM ZASŁUŻONYM NA POLU CHWAŁY (1960 r.)

KRZYŻEM KAWALERSKIM ORDERU OD­RODZE­NIA POLSKI (1974 r.)

ODZNAKĄ ZA ZASŁUGI DLA WOJE­WÓDZ­TWA ŁOM­ŻYŃSKIEGO (1980 r.)

MEDALEM ZA UDZIAŁ W WOJNIE OBRON­NEJ 1939 r. (1982 r.)

ODZNAKĄ HONOROWĄ "ZA ZASŁUGI DLA GDAŃ­SKA" (1984 r.)

KRZYŻEM SREBRNYM ORDERU VIR­TUTI MILI­TARI (1989 r.)

Tekst został opracowany na podstawie materiałów Jacka Sokołowskiego.



Podziel się
Oceń

Komentarze
Reklama