Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 26 listopada 2024 00:07
Reklama

Chorągiew Łomżyńska w Bitwie pod Wiedniem 12 wrzesień 1683 - 333. rocznica Odsieczy Wiedeńskiej

Chorągiew drugiego syna króla Jana III Sobieskiego Aleksandra była w tamtych latach trzecią co do ważności w Rzeczypospolitej. Pierwsza, była osobistą króla, druga jego starszego syna Jakuba. Dowodził nią chorąży łomżyński Zygmunt Zbierzchowski herbu Grzymała. Był właścicielem Rzekunia. Chorągiew składała się przede wszystkim z rycerzy pochodzących z ziemi łomżyńskiej. W bitwie pod Wiedniem zginęli m.in. brat Zygmunta Wacław oraz pochodzący z okolic Śniadowa Załuska.
Chorągiew Łomżyńska w Bitwie pod Wiedniem 12 wrzesień 1683 - 333. rocznica Odsieczy Wiedeńskiej

„Jan III Sobieski, do rozpoznania terenu przed swoją grupą wojsk, wybrał chorągiew husarską swojego syna Aleksandra. Etatowo, liczyła ona 200 koni, lecz faktycznie na popisie odbytym 1 VIII 1683, stwierdzono w niej obecność jedynie 149 koni. Dowództwo nad nią sprawował porucznik Zygmunt Zbierzchowski, chorąży (od 1676 r.) i podkomorzy łomżyński. 

Po przybyciu rzeczonej roty, Jan III Sobieski wydał Zbierzchowskiemu rozkaz przeprowadzenia szarży w kierunku namiotów wezyra Kara Mustafy, który to wezyr był naczelnym wodzem armii tureckiej, a którego pozycja znajdowała się naprzeciw pozycji polskiego króla i jego grupy wojsk. Akcja ta miała na celu sprawdzenie terenu między oboma wojskami.

Chorągiew husarska uformowała się w dwa szeregi i rozpoczęła szarżę. U podnóża Schafbergu znajdował się jednak rów. Sprawił on husarzom pewien problem. Co prawda pokonali go, lecz zrobili to powoli. Po jego przebyciu uformowali ponownie szyk i ruszyli na Turków, którzy na widok złożonych „w pół ucha końskiego”, tj. pochylonych do ataku kopii, pierzchli na boki. Muzułmanie usuwali się z drogi husarskim kopiom, wiedząc dobrze, czym grozi spotkanie z nimi. Ich szansą było otoczenie Polaków i uderzenie na nich ze skrzydeł i od tyłu, a nie ścieranie się we frontalnej walce.

Cała ta taktyka była skuteczna, ale tylko w starciu z pojedynczą chorągwią husarską, którą można było otoczyć. Było to jednak niemożliwe, gdy skrzydeł jednej chorągwi pilnowała inna chorągiew, tj. gdy do ataku wychodziło całe ugrupowanie jazdy polskiej. Jeźdźcy tureccy, którzy próbowali uchylić się przed ciosami kopii jednej chorągwi husarskiej, wpadali wtedy pod kopie sąsiedniej chorągwi. Nie mieli oni po prostu miejsca na manewr; nie mieli możliwości obejścia skrzydeł poszczególnych chorągwi. A przy braku takiej możliwości, gdy zmuszeni byli zetrzeć się z frontem chorągwi husarskiej, Turcy byli bezbronni.

Tym razem jednak, szarżowała na nich jedna tylko chorągiew husarska. Żołnierze tureccy najpierw rozstąpili się przed nimi, by zaraz potem rzucić się na nich ze skrzydeł i od tyłu. Wywiązał się krwawy bój. Ale choć Polacy byli wielokrotnie mniej liczni od przeciwnika, choć walka była bardzo zażarta, husarze zdołali się przebić i prowadzeni wciąż przez Zbierzchowskiego, wrócić do własnego wojska. Zadanie swe wypełnili. Pokazali, że szarża w tych warunkach terenowych była możliwa. Szarżę tę przypłacili jednak stratą do 12 towarzyszy i prawie 40 pocztowych. Dla chorągwi liczącej sobie 149 koni, była to prawdziwa hekatomba. Opisane okoliczności, w jakich doszło do szarży chorągwi husarskiej królewicza Aleksandra, pokazują olbrzymią wagę, jaką dla kawalerii w ogólności, a dla husarii w szczególności odgrywało ukształtowanie terenu, w którym działała jazda. Żeby go sprawdzić, wybitny wódz, jakim był Jan Sobieski, nie zawahał się wysłać w zdawałoby się samobójczą misję całą chorągiew husarską. Dopiero po tym rekonesansie, gdy okazało się, że teren między wrogimi sobie wojskami jest wystarczająco dobry dla jazdy, polski król wydał rozkazy do generalnego natarcia.

tekst: Dariusz Syrnicki za dr Radosławem Sikorą



Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama