Na zabytkowym cmentarzu przy ul. Kopernika w Łomży w rocznicę bitwy odbyła się uroczystość odsłonięcia odnowionego pomnika na grobie kapitana Antoniego Kozłowskiego “Białego“, kóry zginął w w Czerwonym Borze, gdy ze swoim oddziałem NSZ stworzył szansę uratowania się żołnierzom AK. Jest to także symboliczny pomnik żołnierzy NSZ Ziemi Łomżyńskiej.
Długą listę ich nazwisk odczytał podczas apelu poległych Dariusz Syrnicki, łomżyński pasjonat historii i organizator uroczystości. Otrzymał gorące podziękowania za wkład w kultywowanie tradycji patriotycznych od prezydenta Mariusza Chrzanowskiego.
Szczególnym gościem był historyk Leszek Żebrowski. Jego ojciec także walczył w Czerwonym Borze.
- Jeżeli z naszej historii coś powinno pozostać, to tacy ludzie jak kapitan Antoni Kozłowski, jego bracia, inni bohaterowie, o kórych tak długo nie wolno było pamiętać - mówił nad mogiłą.
Na cmentarzu zgromadzili się przedstawiciele władz Łomży, poczty sztandarowe i delegacje kilku szkół, w tym III LO noszącego imię żołnierzy AK, miłośnicy historii, członkowie grup rekonstrukcyjnych, np. Wojciech Konarski z grupy dbającej o pamięć o Narodowym Zjednoczeniu Wojskowym.
- Jest to nasza trzecia uroczystość w tym tygodniu. Bardzo cieszy taki „wysyp“ inicjatyw obywatelskich – powiedział Wojciech Konarski.
Specjalne miejsca pod namiotem ochraniającym od słońca zajęli weterani: Edward Jamiołkowski oraz Mieczysław Bruszewski, powstaniec warszawski uhonorowany orderem Virturi Militari, bojownik podziemia niepodległościowego i więzień okresu stalinowskiego. Gorąco witana była Elżbieta Tarczałowska, córka Mariana Kozłowskiego, bratanica Antoniego Kozłowskiego.
- Jesteśmy bardzo wdzięczni, że jest tu w Łomży miejsce, w którym możemy się pomodlić za naszych bliskich, ale także tych, którzy oddali życie za Polskę, a nie mają swoich grobów – powiedziała.
Przypominamy materiał na temat bitwy w Czerwonym Borze, który przygotowany został w ubiegłym roku i był publikowany w Tygodniku Narew i na portalu www.narew.info.
Bitwa w Czerwonym Borze
Jesteśmy to winni nie tylko tym nieustraszonym i niezłomnym żołnierzom i ich bliskim. My, żyjący teraz w wolnej Polsce i obdarzeni pamięcią, jesteśmy to winni także naszym dzieciom i wnukom.
Do tej pory nie udało się zebrać w spójną całość relacji, wspomnień, opracowań, dotyczących genezy i przebiegu wydarzeń, jakie miały miejsce 23 czerwca 1944 roku w kompleksie leśnym Czerwonego Boru. Dostępne opracowania, powstające na przestrzeni kilkudziesięcioleci, zawierają wiele sprzeczności, luk oraz przekłamań. Tekst ten jest próbą usystematyzowania przebiegu Bitwy w Czerwonym Borze na bazie dostępnych źródeł oraz wspomnień bezpośrednich uczestników i ich przełożonych, którymi zdążyli podzielić się za życia. Ma na celu także przywrócenie pamięci o kpt. Antonim Kozłowskim, ps. ”Biały”, komendancie Obwodu „A” Okręgu XIII (białostockiego) Narodowych Sił Zbrojnych i jego spektakularnych dokonaniach, o których przez wiele lat nie można było pisać. O roli - podważanej w niektórych publikacjach - jaką odegrał w samej bitwie.
Geneza i przygotowania
W pierwszej połowie czerwca 1944 roku Niemcy dokonują masowych aresztowań, przede wszystkim w powiecie zambrowskim jak też łomżyńskim. Akcja ma na celu zastraszenie społeczeństwa oraz spacyfikowanie terenu, który stawał się bezpośrednim zapleczem frontu wschodniego. Gestapo aresztuje przede wszystkim młodych ludzi, często przypadkowych, ale także wielu członków podziemia lub ich krewnych. Wszyscy trafiają do więzienia w Łomży, które w krótkim czasie staje się przepełnione do granic możliwości. To może oznaczać masowe egzekucje dla „zrobienia miejsca”. Żołnierze domagają się od swoich przełożonych odbicia kolegów i bliskich jeszcze podczas transportu.
W okolicach Andrzejewa oddział Armii Krajowej pod dowództwem st. sierż. Józefa Bańkowskiego, ps. „Góra”, przygotowuje zasadzkę na drodze do Zambrowa. Niestety, Niemcy przyśpieszają transport więźniów i jeszcze tego samego dnia, inną drogą, przerzucają aresztowanych do więzienia w Łomży. Podobna sytuacja powtarza się w okolicach Kolna. Aresztowanych jest 30 osób z siatki AK wraz z dowódcą kompanii. Komendant rejonu Kolno por. Stanisław Olszak, ps. ”Szarecki”, zwraca się do kolegi z wileńskich studiów kpt. Bolesława Kozłowskiego, ps. „Grot”, (młodszy brat „Białego”) z NSZ (Narodowe Siły Zbrojne) o odbicie swoich podkomendnych. 12 czerwca oddział AS (Akcji Specjalnej) NSZ pod dowództwem kpt. „Białego” w brawurowej akcji pod Cydzynem uwalnia 30 osób, w tym 3 kobiety.
Niezwłoczne porozumienie inspektora Inspektoratu Mazowieckiego AK kpt. Jana Buczyńskiego. ps. „Jacek”, z inspektorem Inspektoratu Łomżyńskiego AK mjr. Janem Tabortowskim, ps. ”Bruzda”, owocuje opracowaniem planu ataku na więzienie w Łomży. Po uzyskaniu pozwolenia na akcję od Komendanta Okręgu Białostockiego, ppłk. Władysława Liniarskiego, ps. ”Mścisław”, kpt. „Jacek” zarządza koncentrację podległych oddziałów w północnym rejonie lasów Czerwonego Boru. Mjr. „Bruzda” swoje oddziały grupuje w lesie Pniewskim oraz na bagnach w rejonie Krukowo - Podosie. Koncentracja w Czerwonym Borze w okolicach Giełczyna, zarządzona na noc z 20 na 21 czerwca, przebiega sprawnie. Całością dowodzi kpt. „Jacek”, a jego zastępcami są por. Zygmunt Przeździecki, ps ”Wiesław”, i por. Jerzy Klimaszewski, ps. ”Ikar”; obaj z NOW (Narodowa Organizacja Wojskowa). Od kilku miesięcy mają tu swoje bazy dwa oddziały partyzanckie. Pierwszy, NOW pod dowództwem por. Wacława Kalki, ps. ”Zagłoba”, działający jako szkoła podchorążych i szkoła podoficerska liczy ok. 30 osób. Drugi, AK pod dowództwem Bolesława Głębokiego, ps. ”Ewaryst”, ponad 30. Współdziałają ze sobą od marca 1944 r, wymieniając co 48 godzin rozpoznawcze hasła.
Stu za każdego Niemca
W piątek 16 czerwca, w lesie pod wsią Rydzewo-Świątki koło Kolna stacjonuje oddział Akcji Specjalnej kpt. Antoniego Kozłowskiego, ps. ”Biały”, z NSZ. Do obozowiska dociera meldunek, że w oddalonym o trzy kilometry majątku Lachowo, zarządzanym przez pochodzącego z Mazur Roberta Piwkę, gości major Wehrmachtu Gutzait z adiutantem por. Kretschmannem. Sam Piwko przygotowuje się do ewakuacji w obawie przed zbliżającym się frontem. Wśród okolicznej ludności ma jak najgorszą opinię. Potrafi pobić kijem osobę, która nie zdjęła czapki na powitanie. Kpt. „Biały” po naradzie z bratem, kpt. Bolesławem Kozłowskim, ps. ”Grot”, postanawia schwytać Niemców w drodze. W lasku pomiędzy Rydzewem a Lachowem organizują zasadzkę. Udaje się aresztować obu niemieckich oficerów, oraz po dotarciu do Lachowa, zarządcę Piwkę z żoną Emmą. Bracia Kozłowscy stawiają władzom niemieckim ultimatum: za każdego Niemca zwolnienie 100 Polaków z więzienia łomżyńskiego. Przez trzy kolejne dni trwają nerwowe negocjacje. Niemcy grożą, że jeśli uwięziona czwórka nie zostanie zwolniona, to za każdego z nich rozstrzelają setkę Polaków. Mjr. Gutzait pisze list do samego Adolfa Hitlera. Ulubieńcem „Wodza” był wówczas siostrzeniec Gutzaita, as lotnictwa niemieckiego. Gestapo ulega presji i godzi się na ustępstwa.
Najpierw, „na próbę”, zostaje zwolniony por. Kretschmann, a Niemcy wypuszczają 100 Polaków. Potem następuje wymiana pozostałej trójki na kolejnych 300 Polaków. Podobnego wyczynu nie znają kroniki ruchu oporu pod okupacją niemiecką nie tylko w Polsce.
Przed walką
W tym samym czasie do „Białego” dociera informacja o planowanym zgrupowaniu w Czerwonym Borze. Przeprawia się wraz z podkomendnymi promem przez Narew w Nowogrodzie, gdzie oddział spędza noc z 20 na 21 czerwca. Kolejny postój w Szczepankowie.„Biały” z obstawą w składzie: Piotr Wagner, ps. ”Lis”, Leon Sykut, ps. ”Sokół”, Roman Tercjak, ps. ”Romek” i Aleksander Kopański, ps. ”Sawa”, wyrusza do Czerwonego Boru.
Dochodzi tam do spotkania „Wiesława” ze Stanisławem Marszałem, ps. ”Lech” jako przedstawicielem Komendy Okręgu AK oraz „Jacka” z „Białym”. Jeszcze tego samego dnia „Jacek” otrzymuje meldunek "Bruzdy” o wzmocnieniu posterunków niemieckich w Łomży i przyjeździe dodatkowych oddziałów SS.
Następnego dnia, 22 czerwca rano, wywiad Obwodu Zambrów donosi „Jackowi”, że większe oddziały żandarmerii i wojska koncentrują się od południa. Mjr. „Bruzda”, nie widząc w zaistniałej sytuacji możliwości zdobycia więzienia w bezpośrednim ataku, odwołuje koncentrację łomżyńskiego AK.
Po południu w lesie między Szczepankowem a Wierzbowem dochodzi do spotkania oddziału „Białego” z oddziałem AK ppor. Franciszka Żebrowskiego, ps. ”Wyd”, do którego nie dotarła jeszcze informacja o rozwiązaniu zgrupowania. Obaj dowódcy podejmują decyzję o współdziałaniu. Kpt. „Biały” dołącza dodatkowo żołnierzy z siatki kompanii NSZ Szczepankowo pod dowództwem Jana Jastrzębskiego, ps. „Zawisza”, z Chomentowa.
Pierwsze strzały
Wczesnym rankiem 23 czerwca od południa do lasów Czerwonego Boru wchodzi tyraliera obławy niemieckiej, która na wysokości Szumowa likwiduje obozowisko NOW z ochroną. Ratuje się jeden z żołnierzy, który biegnie się na północ, chcąc ostrzec zgrupowanie.
Odliczanie na porannej zbiórce partyzantów w miejscu koncentracji przynosi wynik: 250 żołnierzy. Jak co dzień, po odprawie por. „Zagłoba” z oddziałem 20 ochotników wyrusza na obrzeża lasu od strony Giełczyna, w miejsce masowych straceń „na zasadzkę”. Może uda się odbić i uratować kolejnych skazanych.
Nad ranem połączone oddziały „Białego” i „Wyda”, około 50-60 ludzi, docierają od strony Szczepankowa do skraju Czerwonego Boru w okolicach wsi Marki i Jemielite.
W tym samym czasie wyruszają z Łomży dwie kolumny niemieckiego wojska: pierwsza w kierunku Śniadowa, a druga - szosą na Zambrów. Przed południem ze stacji w Ostrołęce wyjeżdża pociąg z żołnierzami niemieckimi, którzy po wyleczeniu ran i rekonwalescencji przygotowani są do powrotu na front. Skład zaopatrzony jest w gniazda karabinów maszynowych i lawetę z moździerzami. Wszystkie siły niemieckie, zebrane do pacyfikacji zgrupowania, liczą około 5000 ludzi, na każdego żołnierza z partyzanckiego zgrupowania przypada 15 Niemców.
Przed południem z miejsca koncentracji w kierunku południowym wyrusza kolumna marszowa, której straż przednią stanowi oddział NOW i pluton AK z Andrzejewa pod dowództwem „Wiesława”. Strażą tylną, złożoną z oddziału mieszanego AK i NOW, dowodzi por. Aleksander Krasowski, ps. „Leśny”, z AK. Po południu straż przednia przekracza linię kolejową Śniadowo – Czerwony Bór. Po przemarszu półtora kilometra, do straży przedniej, po ośmiokilometrowym biegu, dociera skrajnie wyczerpany żołnierz z ochrony obozu NOW. Melduje o zbliżających się Niemcach.
Ostrzeżeni partyzanci prowizorycznie okopują się i maskują w dogodnym miejscu, na zalesionym wzgórzu. Dowództwo wydaje rozkaz dopuszczenia wroga na małą odległość i otwarcia zmasowanego ognia. Nadchodzi kolejny meldunek: Niemcy zbliżają się od lewej flanki z kierunku Baczy Mokrych. Tak wspomina ten moment Edward Daniszewski ps. ”Jastrząb” z obstawy por. „Wiesława”:
„Sytuacja przedstawiała się wówczas następująco: czoło straży przedniej ostrzeżone przez żołnierza z rozbitego obozu na Górze Mościckiego okopało się prowizorycznie (ja byłem w straży przedniej) i czekaliśmy na Niemców. Byli już bardzo blisko, mieliśmy ich na muszkach naszych karabinów. Nagle lewe skrzydło naszych stanowisk zameldowało o zbliżających się Niemcach z kierunku Bacze-Mokre. Jest rozkaz załamania lewego skrzydła frontem do nieprzyjaciela. Czekamy na zbliżających się Niemców od czoła. Jest rozkaz podpuścić jak najbliżej. Otwarto ogień”.
Bitwa
Gwałtowny ogień do obydwu grup nieprzyjaciela dopuszczonych na 50 metrów, jak również obrzucanie granatami, okazują się skuteczne. Niemcy ponoszą duże straty w pierwszej fazie walki. W pewnej chwili, nieoczekiwanie, partyzanci słyszą za plecami głośny łoskot i zgrzyt hamującego pociągu. Rozlegają się krzyki: „Czołgi z tyłu!” oraz „Pociąg pancerny!”.
W tym samym czasie oddziały „Białego” i „Wyda” dostrzegają zbliżającą się do ich pozycji tyralierę wroga od strony szosy Łomża – Śniadowo. Nagle w głębi lasu, poniżej torów, rozlega się jazgot karabinów, wybuchy. Na odgłosy walki reaguje tyraliera niemiecka - zaczyna kierować się wzdłuż linii lasu na południe. Obaj dowódcy polskiego zgrupowania podejmują błyskawiczną decyzję o ataku na niemiecką obławę. Tak opisuje ten moment ppor. „Wyd”:
„Zgrupowanie rejonu Szczepankowa i oddziały NSZ kpt „Białego”, ukryte w cyplu wysokopiennego lasu koło wsi Marki na pozycjach, zostały wyminięte przez Niemców, którzy ostrzeliwując lizjerę lasu, do lasu nie weszli, lecz skrajem lasu posuwali się w kierunku walki około wsi Olszewo. Wtedy w porozumieniu z kpt „Białym” uzgodniliśmy uderzenie z flanki na wroga. Na mój rozkaz oddziały nasze otworzyły ogień do wroga, który już nas wyminął i posuwał się w kierunku walki…”.
Z pociągu, który nadjechał od strony Śniadowa, wyskakują żołnierze niemieccy i kierują się na północ na bliższe, bardziej widoczne i głośniejsze pole walki oddziałów „Białego” i „Wyda”. Tak opisuje tę sytuację ppor. „Wyd”:
„W tym czasie po drugiej stronie toru kolejowego na południu trwała walka zgrupowania z Zambrowa. Niemcy uważali, że mają dwa człony zgrupowań partyzanckich przeciętych torem kolejowym, a nasze uderzenie z flanki było dla nich zaskoczeniem. Uważali, że po stronie północnej, gdzie były nasze stanowiska, jest większe zgrupowanie”.
Poniżej torów partyzanci, uważając, że mają obławę z trzech stron: od południa, wschodu i północy, podrywają się do ucieczki. Pozostaje tylko kierunek zachodni (w stronę Olszewa i Śniadowa) jako pozornie wolny. Partyzanci docierają do skraju lasu i tu na terenie odkrytym ponoszą największe straty. Giną między wielu innymi por. Zygmunt Przeździecki „Wiesław”, dowódca straży tylnej por. Aleksander Krasowski „Leśny” oraz 17-letnia sanitariuszka z AK Irena Olejnik.
Powyżej torów również trwa walka. Niemcy kierują z lawety pociągu ogień moździerzy, a wyładowani z wagonów żołnierze niemieccy zaczynają natarcie. Ppor. „Wyd” relacjonuje:
„Niemcy na skutek naszego ognia przykuci do ziemi kierują na nas ogień z wszelkiej posiadanej broni, w tym masowy ogień moździerzy. Zapas naszej amunicji jest już na wyczerpaniu. Kpt. „Biały” d-ca oddziału NSZ zauważa przez lornetkę, że Niemcy wyładowani z wagonów posuwają się skokami w naszym kierunku. Ja włażę na drzewo. Lornetuję ten kierunek i stwierdzam, że obserwacje „Białego” są słuszne”.
Walka w okolicach Olszewa, po wcześniejszym załamaniu pozycji, ulega pewnemu uporządkowaniu, co pozwala partyzantom na rozszerzenie zaciskającej się tzw. podkowy lewego skrzydła Niemców. Tak wspomina „Jastrząb” tę sytuację:
„W bitwie pod Olszewem, która trwała jeszcze do wieczora, Niemcom nie udało się okrążyć naszych stanowisk, a po krótkim czasie uporządkowaliśmy swoje pozycje i dzielnie broniąc się, nie daliśmy się okrążyć, wycofując się w kierunku Głębocza.”
Powyżej torów „Biały” i „Wyd” walcząc z jedną grupą Niemców oraz widząc zbliżających się żołnierzy z pociągu, w perspektywie mając brak amunicji, podejmują decyzję o wycofaniu się. „Wyd” pisze:
„Zapada decyzja odwrotu w kierunku, gdzie nie ma Niemców, na wieś Lemiesze i Sierzputy. Już są ranni i zabici, a w szczególności w oddziale NSZ, który był wysunięty bliżej torów kolejowych. Kpt „Biały” oświadcza, że on będzie ubezpieczał odwrót, bo ma jeszcze kilka magazynków pełnych do swych trzech erkaemów. Zarządzam skokami odwrót.”
Natarcie od strony torów przybiera na sile. Niemcy przypuszczają gwałtowny atak na przygotowujących się do odwrotu partyzantów. Całość uderzenia przyjmuje na siebie kpt. „Biały” , który ginie wraz z najbliższymi podkomendnymi z obstawy: Leonem Sykutem, ps. ”Sokół”, i Piotrem Wagnerem, ps. ”Lis”. Roman Tercjak, ps. ”Romek”, zostaje ciężko ranny. Ppor. „Wyd” wspomina:
„Gorzej było z oddziałem „Białego”. W trakcie wycofywania się pada ranny oficer jego sztabu Tercjak z Łomży. Żołnierze zabierają rannego na zaimprowizowane nosze i unoszą z pola walki. Osłonę obejmuje sam kpt. „Biały”, spokojny i opanowany, z erkaemistą swego oddziału. Niemcy znów kładą ogień moździerzy na tyły naszych oddziałów. Pada śmiertelnie ranny kpt. „Biały”. Jego żołnierze porywają swego lubianego d-cę i unoszą na tyły już tylko jego zwłoki. Tak zginął kpt. Kozłowski Antoni ps.”Biały”. Oddał życie za Ojczyznę, jak setki i tysiące innych Polaków i Polek.”
Oba oddziały wycofują się i będąc już poza zasięgiem niemieckiego ostrzału, rozdzielają się w okolicach Sierzput. Ppor. „Wyd” kieruje się w lasy pod Szczepankowem, natomiast oddział „Białego” idzie w kierunku Kozik i Konarzyc, gdzie trafia na kolumnę niemieckich aut. „Wyd” pisze:
„Na szosie koło wsi Koziki cofający się oddział NSZ natknął się na samochody ciężarowe wroga, które podwiozły żołnierzy niemieckich z garnizonu w Łomży pod las w Giełczynie i tu oczekiwały na powrót swoich zwycięskich żołdaków. Cofający się żołnierze kpt. „Białego”, pomimo że transportowali rannych i zwłoki swego d-cy, zniszczyli te samochody, podpalając je na miejscu, a obsługę wybito.”
Bój cichnie
Zbliża się wieczór. Na północnych obrzeżach Czerwonego Boru, w miejscu masowych straceń ludności pod samym Giełczynem, stacjonuje od rana oddział „Zagłoby”. Partyzanci słyszą już od jakiegoś czasu odgłosy walki, dochodzące z głębi lasu. Wydaje się, że są bezpieczni. Niestety, obława niemiecka, podążająca od rana z południa, dociera i do nich. Zostają wykryci i okrążeni przez niewspółmiernie duże siły niemieckie. Dwudziestu nieugiętych ludzi przyjmuje nierówną, walkę bez nadziei na zwycięstwo. W zaciętym boju ginie wielu Niemców, giną też prawie wszyscy partyzanci, ratuje się tylko dwóch. Przez kilka dni zabici leżą tam, gdzie padli; przerażeni mieszkańcy Giełczyna boją się ich pochować bez nakazu władz okupacyjnych. Zwłoki por. Wacława Kalki, „Zagłoby”, odnalezione będą dopiero podczas koszenia owsa.
Ogółem w bitwie w Czerwonym Borze ginie ok. 90 partyzantów. Około 140, w tym 50 rannym, udaje się wyjść z okrążenia. Niemcy nie biorą jeńców, na miejscu mordują tych, którzy chcą się poddać oraz wszystkich napotykanych rannych. Straty po stronie niemieckiej to około 100 zabitych i 200 rannych.
Bitwa rozegrała się w trzech nieco oddalonych miejscach: na południe od torów, na północ od nich oraz na północnym skraju lasu.
Tylko atak oddziałów „Białego” i „Wyda” na oddziały niemieckie, które miały zamknąć okrążenie od Śniadowa, oraz ściągnięcie na siebie żołnierzy z pociągu dało szansę na uratowanie się większości zgrupowania zambrowskiego. Jeżeli Niemcy przywiezieni pociągiem mogliby skierować się na południe, to zgrupowanie „Jacka” uległoby z pewnością całkowitemu unicestwieniu. Zarówno „Biały”, jak i „Wyd”, nie musieli włączyć się do walki, Niemcy wyminęli ich, nie zdając sobie sprawy z ich obecności. Jednak honor oraz obowiązek żołnierski połączone z odwagą nakazywały wesprzeć atakowane oddziały partyzanckie.
Postawa kpt. „Białego” zasługuje na szczególne uznanie. Przeprowadził akcję odbicia 30 akowców. Uwolnił 400 więźniów z więzienia łomżyńskiego bez jednego wystrzału i akcji odwetowej ze strony Niemców. Była to akcja, która nie ma odpowiednika w Polsce, a może i Europie.
Także koncentracja oddziałów partyzanckich miała być wstępem do akcji uwalniania więźniów, tylko zbrojnie. Plan ten spalił na panewce już w początkowej fazie realizacji. Gestapo poprzez swoich donosicieli bardzo szybko dowiedziało się o mającym nastąpić ataku. Samo zgrupowanie uległo praktycznie okrążeniu i tylko postawa kpt. „Białego” i ppor. „Wyda”, w konsekwencji okupiona śmiercią tego pierwszego, pozwoliła ocalić od całkowitej zagłady oddziały zambrowskie. Również wzięcie na siebie ognia nieprzyjaciela podczas wycofywania się oddziału „Wyda” jest kolejnym świadectwem jego bohaterstwa, bezkompromisowości, odwagi i niezłomnej postawy. Sama współpraca oddziałów AK i NSZ przeczy obiegowej opinii o rywalizacji czy niechęci pomiędzy obiema formacjami.
Na podstawie:
-
Aniela Malanowska „Z dziejów walk z okupantami w powiecie zambrowskim w latach 1939-1945”
-
Mieczysław Laszczkowski „Ziemia łomżyńska w latach walki i okupacji 1939-1945”
-
Ks. Stanisław Kossakowski „Byłem adiutanta „Mścisława””
-
Czesław Brodzicki „Łomża i Powiat Łomżyński w latach drugiej wojny światowej i trudnych latach powojennych”
-
Lucjan Grabowski „Pamiętniki historyczne” tom IV
-
Zbigniew Młot-Kulesza „Śledztwo wyklętych”
-
Zbigniew Kulesza „Resocjalizacja wyklętych”
-
Franciszek Żebrowski „Świadectwo Historii” – maszynopis
-
Ryszard Wójcik „Krwią obmyty” – wspomnienia Bolesława Kozłowskiego
-
Mieczysław Grygorcewicz - wspomnienia
Jan Jastrzębski – protokół przesłuchania
Komentarze