Rzeczpospolita: Ale nie bez powodu mówi się o scenie politycznej. Bo politycy przecież grają, czyż nie?
Bronisław Cieślak: - Często wystąpienia polityków bywały grą. Kiedyś piliśmy piwo z Andrzejem Urbańczykiem w sejmowym barze pod schodami. Na mównicy występował znany poseł ZChN Michał Kamiński, który okropnie znęcał się nad naszym SLD. Tak okropnie nas poniewierał, że obaj z Andrzejem patrzyliśmy na to zafascynowani. Po czym stwierdziliśmy: "A pies mu mordę lizał, jeszcze połyku piwa". Kamiński zszedł z mównicy, minęły może ze 2 minuty i pojawia się w barze. Woła do nas: "Cześć chłopaki, stawiam następne piwo". Andrzej na to: "Michał, na litość Boga, przecież myśmy przed chwilą oglądali cię na trybunie sejmowej". On na moment zastygł, po czym mówi:" Co się wygłupiacie, przecież ja mam wyborców Łomży". Co miało oznaczać: ja mam swoich wyborców, wy swoich, toczy się pewna gra, a teraz napijmy się piwa.
Anegdota jest z naprawdę dawnych czasów. Andrzej Urbańczyk nie żyje. Bronisława Cieślaka nie ma już w polityce. Na scenie został tylko Michał Kamiński, chociaż ewolucję "artystyczną" przeszedł nieprawdopodobną - z ZChN przez PiS do PO. No, i zmienił sobie wyborców. Już nie ma ich w Łomży.
Komentarze